sobota, 8 grudnia 2012

Papier na papierze.

Mam papier od Boga.
Niby nic, celuloza.
Na niej kilka słów.
"Wybaczę. Bądż zdrów".

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Modlitwa warmińska

Nie mam już wiele czasu,

mam swoje przecież lata.

Gdy z czasem cicho zniknę,

cóż, mała w końcu strata.

Tylko zostawić sobie

małe conieco zechcę.

Interes jest uczciwy.

Tobie zostawiam resztę.




Bo po jeziorze

pod żaglem płyną łodzie.

To także jest zbyt mało,

ale tak piękne, Boże.

Zabierz mi resztę, proszę,

i zostaw mi te żagle.

Zostaw mi je na wieczność,

a resztę zabierz nagle.




Niewiele mi zostało

radości i cierpienia,

i Ty mi tego, proszę,

broń Boże, też nie zmieniaj.

Więc kiedy mnie ogarnie

jasność niebytu święta,

swojego ja dotrzymam,

o Twoim Ty pamiętaj.




Bo na błękicie

małych obłoczków chmara.

Na zawsze się o takie

dla mnie, błagam, postaraj.

Resztę mi zabierz, proszę,

tylko tych chmurek parę

pozostaw Panie Boże

jako dla mnie podarek.

czwartek, 22 listopada 2012

Nie będę, i może dobrze? :)

By być bardem,
mam wrażliwość nazbyt twardą.
I do tego brak mi głosu,
a więc bardzić mi nie sposób.
Myślą zaś ogarniam głębię
życia, ale
niezupełnie...

Nie będę Dylanem,
ani Villonem,
bo być tak wielkim,
to jest chore.
Nie będę nawet pisarzem gminnym.
Bo znacznie lepiej
piszą inni....

piątek, 16 listopada 2012

New Civilization Blues

Napisałem na fejsbuku,
jak wyjmować łuki z juków,
w Naszej Klasie przypomniałem
jak się w Dorci D. kochałem,
Mam opisy też na tlenie,
gdyż w opisach się nie lenię.
Tylko Twitter jęczy z braku,
tak
mi brak tych kilku znaków...

Płynie we mnie milion rzek
cywilizacji.
W rzekach płynie tylko ściek.
Abominację
czuję do siebie! Moja maksyma:
Jestem Cloaca Maxima...

Drukiem już się nie wydaję,
staromodne to zwyczaje.
Z braku głosu nie slamuję,
choć się w slamie nieźle czuję.
Geniusz mój szczególnej troski,
może być muzykiem boskim?
Bo to tylko szczęścia łut...
Ale
wcale nie znam nut...

Płynie we mnie milion rzek
cywilizacji.
W rzekach płynie tylko ściek.
Abominację
czuję do siebie. A moje motto:
...Nie ma motta. Wokół mnie błotto...

Życie mam realistyczne,
Zmarznę lub się mało wyśpię.
Bywa, nie jem, chociaż piję,
bo nie chlebem człowiek żyje.
Piszę bzdury i na blogach,
z Bogiem lub też mimo Boga,
tak ogólnie, w sumie prima
tylko,
sensu już w tym ni ma...

Płynie we mnie milion rzek
cywilizacji.
W rzekach płynie tylko ściek.
Abominację
czuję do siebie. A myśl przewodnia:
Teraz pić, wytrzeźwieć do dnia...

czwartek, 8 listopada 2012

Środa. Dzień bezmuzny

Makulatura spod mego pióra
szepcze wśród liści szelestu
Brak w niej podmiotu,
zgęszczeń, metafor,
crescenda i anapestu.

Pisana w środę, tak mimochodem,
hiperbol wielu w niej nie ma.
Ot, kilka wersów
całkiem bez sensu.
Bo coś napisać trzeba.

Słowa nad ranem wystukiwane,
z dala od wen momentalnych.
Literek masa
nie pierwszej klasy,
a rym też nie nazbyt nachalny.

Już od pojutrza, gdyby się uprzeć,
mogę mieć dni bardziej płodne.
Dziś to dylemat,
bo Muzy nie mam.
Muza ma dziś znów wychodne.


---------------------------------------------------------
Świeży wierszyk co czwartek miedzy 22:00 a północą,
w audycji "W stronę Krainy Łagodności"
http://radio-aspekt.de

piątek, 2 listopada 2012

Marmury i granity



Brzozy w krzyż pocięte,
jak marmury i granity.
Sentymenty święte,
by nikt nie pozostał nikim.

Stupy,
wieże z kości słoniowej
dla wszystkich tych.
I owych.

I kurhany.
Kurhany w pamięci stawiane,
kurhany w pamięci
by tych, co byli
uświęcić.

sobota, 6 października 2012

Nie rozumiem!

Od lat mnie ściga pewien argument,
przyznaję, dość logiczny, w sumie...
W dwóch wersjach jest: „Bo tak.” „Bo nie.”
Aż żyć mi odechciewa się...

Tak koleżanki, kochanki i żony
stawiają mnie przed nieodgadnionym.
Może by dały jakiś znak,
co jest „Bo nie.”, a co „Bo tak.”

Czasem już nawet coś zakumam.
Pewnie nad światem stoi łuna?
Może ślimaki śpią na wznak?
„Nie, nie ślimaki!” Czemu? „Bo tak!”

Jak mam ten fakt w w swym życiu unieść?
Skoro niczego nie rozumiem?...
Lecz coś da żyć mi, i pomoże -
przecież być może jeszcze gorzej:

O co Ci chodzi, kochanie moje?
Nie piję, w domu nic nie broję.
Kocham Cie stale, zamykam drzwi...
Powiedz mi o co chodzi Ci...

W temacie kobiet niewiele umiem,
Jak mnie wkurzają, zazwyczaj szumię.
Na niby niby, bardziej na złość,
bo jakże nie mieć mam Cię dość?:

„Za mało bywasz, zbytnio pracujesz,
pijesz za dużo i tym się trujesz!
Kochasz za mało, choć tulisz dość
Ja wiem... To właśnie mnie na złość...”

Po prostu kocham, ot, dopust Boży...
Z Tobą zjeść zupę, z Tobą położyć.
Z Tobą wytrzymać Twe swary wszelkie.
To poświęcenie jest niewielkie...

I wówczas zjawia się z powietrza
superformuła znacznie lepsza!
I zawsze mnie wyszuka w tłumie:
"Bo Ty niczego nie rozumiesz!”

Ja wciąż Cię kocham, moja kochana.
Kocham z wieczora, oraz z rana.
Lecz teraz, tak naprawdę, w sumie,
Ja Cię Kochanie nie rozumiem...

niedziela, 9 września 2012

Mała M.

Ta miłość trwała tak krótko, jak krótko kwitną magnolie. Raz tylko płynęła łódką w słowika nocnych symfoniach. Niedługi wstęp - na jedną noc, i rozwinięcia nie było... Ot, ledwo się zaczęła i zaraz skończyła się miłość. Zielona miłość. Zaczęła się i skończyła. Może czasu jej zabrakło na dorosłość. Mało jej było... Cóż, krótka miłość. Zwyczajna miłość, po prostu. Małe miłości są małe, współczuć im można jak jętkom. Bo szybko buchają żarem, a stygną tak samo prędko. Brak im jest czasu na pranie, zmywanie naczyń, rozmowy Do bani takie kochanie, które od jutra masz z głowy. Zielona miłość. Zaczęła się i skończyła. Może czasu jej zabrakło na dorosłość. Mało jej było... Cóż, krótka miłość. Zwyczajna miłość, po prostu.

Literatura palacza

Kupiłem w kiosku znowu, niestety,
fajki, zapałki oraz gazety.
Były w nich wojny, napady, hordy,
i celebryci, i inne mordy.
Lecz przeraziła mnie, nie udaję -
literatura na paczce fajek.
Czytałem wcześniej setki horrorów,
ale nie z musu, tylko z wyboru.
Subtelność tekstu wiała zamiecią,
czarno na białym na jedną trzecią.
Minister zdrowia na dedykacji
chce mnie przekonać do swoich racji:
Życzy mi raka, zawału serca
i impotencji mej chce bluźnierca.
Pisze też że do tego zmierzam,
by mieć coś w sobie, jak w tyłku jeża.
Że mi wątroba pęknie lub szelki,
czy inne wewnątrz duperelki.
Oraz dowodzi, że naukowcy
dawno nazwali mnie samcem owcy.
Ja się z nim zgadzam, jestem kretynem,
nie zaoszczędzę, wcześniej się zwinę,
kaszelek rankiem zamiast erekcji,
a potem sekcja mimo obiekcji.
Lecz wciąż winietkę zamieszcza nową
wpędzając w traumę mnie nerwową.
Wiec odstawiłem literaturę
co treści niesie dla mnie ponure.
Dymek mam w płucach, w słuchawkach blues,
życie mam w dupie, a w życiu luz...

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

O trzeciej nad ranem

W mym mieście o trzeciej nad ranem
latarnie tylko znaczą firmament.
Jakiś pijak opiera się o płot,
jakieś światło z okna rozprasza mrok.
Ktoś nie zdążył, ktoś inny zaczyna.
Czyjaś skarga i czyjaś wina.
W moim mieście, nim przyjdzie świt
nie jest szczęśliwy nikt.

I o tej porze, nie wiem czemu,
zaczyna się, co pewien czas,
ta moja koniunkcja z Wenus,
bo księżyc dawno zgasł.
Wciąż Cie szukam, choćbym miał Cię
na wyciągnięcie ręki swej.
O tej porze, tu w moim mieście
...śnię...

O trzeciej nad ranem w mym mieście,
nie ma kaca na razie, nareszcie...
Tramwaj huczy w studni ścian,
w głowie dudni dobrze znany stan.
Ktoś powraca, ktoś inny wychodzi.
Zapomniana gorzała się chłodzi...
W moim mieście, nim pojawi się dzień
pod latarniami cień.

A o tej porze, nie wiem po co
ja kocham Cię, co pewien czas.
Choć gwiazdy po deszczu się błocą,
a księżyca nie ma i u gwiazd...
I wciąż szukam, choć tak nienachalnie
miejsca tego pośród ulic stu,
o tej porze, tu w moim mieście
do snu...

piątek, 20 lipca 2012

Co tam...

Kiedy umrę, będzie mi głupio
Będzie sinozielono i trupio.
Czy przetrwa dusza, czy też w pył?
Co tam. I tak nie będę żył.
Może spadnie deszcz, lub zaświeci wszędzie.
Co tam...
Mnie już nie będzie.

Ref: Bo cóż to za życie w niebycie,
zachwycać nie może obficie.
Na jeden raz to za mało,
bo więcej, bo więcej się chciało...

Zakopią mnie pewnie lub spalą,
albo jeszcze coś udoskonalą.
Trupem stanę się totalnym,
martwo tak niepowtarzalnym...
Czy umrę może zimą, czy też w lecie...
Co tam...
Nie powtórzę się przecież.

Ref: Bo cóż to za życie w niebycie...

Będą inni na świecie wszędzie.
Tylko mnie już, cholera, nie będzie.
Choć, co tam, że nie będzie mnie,
choć tak bardzo, bardzo się chce.
Wszak nie żyło mi się dotąd doskonale...
Co tam!
Na złość nie umrę wcale!!!

Ref: Bo cóż to za życie w niebycie...

czwartek, 12 lipca 2012

Słowa

Gdy ktoś wymyślał słowa,
wymyślił nam ich dość.
Wymyślił „miłość”, „zdradę”,
„nienawiść” oraz „złość”.

„Codzienność” i „kochanie”,
„euforię”, „smutek”, „ból”.
Wymyślił „pieprz” i „taniec”,
a także „miód” i „sól”

Wymyślił „łzy” i „uśmiech”,
„wiatr”, „chmury” oraz „deszcz”,
„radosne” i „ponure”,
„słoneczne”. „Piękne” też.

Wymyślił „spokój”, „burzę”,
„grom z nieba” , „z rurki krem”.
Ale nie wiedział tego,
co ja o Tobie wiem.

Chociaż wymyślał stale
słowa, co wpadną w duszę,
to nie znał Ciebie wcale.
Więc sam Cię nazwać muszę...

piątek, 29 czerwca 2012

Ogłoszenie drobne

Dezyderat dzisiaj wnoszę
do facetów dobrej woli,
gdyż samotność mi doskwiera
oraz puste serce boli.
Chętnie komuś je otworzę
na dogodnych ustaleniach.
Lepiej jest w uczuciu gorzeć,
niż w lód serce swoje zmieniać.

Bo mnie trzeba chłopa,
wcale być nie musi
Mister Europa,
byle dał się skusić.
Bo mnie trzeba chłopa,
w słońcu i w dni dżdżyste
by ogródek skopał
i zaraz nie prysnął...

Wykształcenie - ważna sprawa
i maniery nienaganne.
Lecz ważniejsze, by się stawiał,
aby przetkać zlew i wannę.
Prać skarpetek on nie musi,
przeszłam kurs obsługi pralek,
byle nie tkwił przy mamusi,
za to przy mnie chciał tkwić stale.

Bo mnie trzeba chłopa,
co by chciał być skory
stanowić mi kłopot
rankiem i wieczorem.
Bo mnie trzeba chłopa
może być i z głową,
co by ze mną pożył
za średnią krajową.

Mam niewielkie wymagania,
niech już będzie jakikolwiek.
Gruby, łysy, kibic, maniak -
byle tylko nosił spodnie.
W zamian za to obiecuję
nie bić go oraz nie złościć.
Niech już będzie, bo zwariuję
z braku chłopa do miłości.

Bo mnie trzeba chłopa,
choćby na przychodne.
Mam dla niego etat
w ciepłe dni i w chłodne.
Bo mnie trzeba chłopa,
choćby tak pobieżnie.
Co na przykład opał
porąbie lub przerżnie...

piątek, 22 czerwca 2012

Home, sweet home

Wieczór - jak co dzień, wracam z roboty,
w stawie pływają moje koty.
„Późno wróciłeś” - mówi mi córka.
...a na podwórku wiewiórka.

Z nieba na ziemię potoki wody,
w kałuży nurza się krokodyl.
Słońcu pojawić się nie bronię...
...w słońcu przychodzą słonie...

Psy zaś zajęły się survivalem,
chyba nie wrócą na tę noc wcale.
Daleki jestem od krytyki,
przynajmniej przyszły dziki.

A w domu spokój, oaza ciszy.
Nawet pająki śpią, oraz myszy.
Pierwsze zmęczone pidżama party,
te drugie tak na żarty...

Miło do domu po pracy wrócić,
oddać się sjeście bądź czasem chuci.
Praca potrzebna, choć płacą marnie...
...lecz za to w domu jest normalniej...

czwartek, 31 maja 2012

Na podmiejskim przystanku

Na podmiejskim przystanku siedzą sobie dziewczyny.
Opalają kolana, wymieniają nowiny
W żwirze grzebią obcasem, zabijają minuty.
Była wiata, już nie ma.
Ktoś ją sprzedał do huty.
Bus przejechał ostatni, ten następny wieczorem.
Wszyscy chłopcy w Londynie, załapali się w porę.
Na podmiejskim dziewczyny siedzą sobie od rana,
jedna ma etat w sklepie,
inna też niekochana...

„Na żądanie” przystanek.
Twarze smętnie zaspane.
Żeby powód choć był do radości.
Może by tak do gminy?
Tam pogrzeby i chrzciny...
Trochę życia w tej codzienności

Asfalt cuchnie na słońcu na podmiejskich przystankach
a kurz w gardłach osiada, i dziewczynom na wiankach.
Kilku chłopcom pod sklepem także kurzy się z głowy.
Jeden czeka na sankcję,
reszta na warunkowym...
Przejechała karetka, przedstawiciel handlowy,
jeszcze tylko autobus i kolejny dzień z głowy.
Siedzą sobie dziewczyny, nogą kiwając luźno.
"Może ciążę niechcianą?
Zanim będzie za późno..."

„Na żądanie” przystanek.
Żadnych szans tu na zmianę.
Nawet nie ma o co się złościć.
Tylko dziewczyn tych szkoda,
bo tak krótko są młode
W Europie trzeciej świeżości...


---------------------------------------------------------
Świeży wierszyk co czwartek miedzy 22:00 a północą,
w audycji "W stronę Krainy Łagodności"
http://radio-aspekt.de

piątek, 18 maja 2012

Mam swoje sny

Sny są po to, by były.
By zwyczajnie się śniły,
żeby było inaczej niż co dzień.
Inne masz możliwości.
gdy pozwolisz snu pośnić.
A on wszystko ci sobą wynagrodzi.
Sny nas pieszczą i straszą,
to wzniecają, to gaszą.
Mamią inną ofertą na życie.
Ale jak im nie wierzyć,
skoro można w nich przeżyć
wszystko to, czego nie doświadczycie.

ref: Nie dbam, nie widzę, nie słyszę
co o mnie życie pisze.
Nie myślę, nie marzę, nie staram
się o to co stanie się zaraz.
Mam swoje sny...

Życie miłe czasami,
bo jesteśmy ci sami.
Chociaż w życiu problemów jest więcej.
Nie ratujesz tu świata,
zamiast porsche masz fiata.
Choć ogólnie, to jakoś się kręci.
Lecz gdy sen mi przerywa
budzikowa diatryba,
z sentymentem się drapię po zadku.
Bo tu czeka zastana
jawy nieubłagana
bezsensowna filozofia przypadku...

ref: Nie dbam, nie widzę, nie słyszę
co o mnie życie pisze.
Nie myślę, nie marzę, nie staram
się o to co stanie się zaraz.
Mam swoje sny..

piątek, 11 maja 2012

Niewinny, aczkolwiek spóźniony (piosenka [jeszcze] bez refrenu)

Jestem niewinny, choć się spóźniłem.
Tych parę minut, jedną chwilę.
Wiesz przecież doskonale,
że mogłem nie przyjść wcale.

Nieraz się jeszcze spóźnię do Ciebie.
Przed wyjściem zawsze się długo grzebię.
Świetnie to przecież wiesz.
A zresztą padał deszcz.

Zbieraj spóźnione moje minutki,
zmieścić w nich mógłby się smutek krótki.
Ja po to właśnie spóźniam się
by brakło czasu na to złe.

czwartek, 3 maja 2012

Proszę

Proszę,
dziś mnie nie dotykaj
mimo, że nasza muzyka
i że masz porsche
lecz proszę, dziś nie.
Nie dotykaj mnie.

Tak, mam zły dzień,
Nie wzdychaj.
I owszem, gulasz – pycha.
I upiecz więcej ciastek,
Czy kocham Cię? No jasne!
Lecz proszę Cię, dziś nie...
Nie dotykaj mnie.

Poczekaj kilka dni.
Że Ci się inna śni?
Sen, Bóg, mara, wiara,
Jestem za mądra, za stara...
-------------------------------------
Ja wszystko Ci poświecę
za cierpliwości więcej...

czwartek, 19 kwietnia 2012

Nasze szczęścia

Rynną sączy się kropla za kroplą,
po dachówkach w dół ścieka samotność.
Tak niewiele do szczęścia mi brak,
i za dużo do smutku mi tak.
Może kwestia to tylko pogody,
może w słońcu poczuję się młody...
Ale póki deszcz kapie
inny nastrój wciąż łapię.
Może kiedyś doczekam pogody?

Szczęścia nasze małe, wagonami wożone
tam, gdzie nikt nie jeździ.
Każde w inną stronę
Oczekiwane, schowane.
Bez treści?

Dookoła na dworze już ciemno,
pośród deszczu szeleści codzienność.
Może jeszcze za miesiąc, czy rok
Życia nowy potoczy się tok.
A na razie ta w bluesie pogoda
optymizmu wciąż nie chce mi dodać...
Ale póki wciąż jestem,
żyję z deszczu szelestem.
Więc do szczęścia mnie deszczu poprowadź!

Szczęścia nasze małe, okruchami zbierane
tam, gdzie świty i sny kolejne.
Szczęścia tak powikłane,
bezcenne, poznane.
I wierne.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Modlitwa - Bułat Okudżawa -tłumaczenie własne

Póki się kręci ziemia wciąż, póki rozjaśnia światłość świat
dajże każdemu Panie, czego mu właśnie brak:
Mądremu daruj głowę, dla tchórza koń to dość...
Daj szczęściarzowi forsę. I mnie podaruj coś...

Póki się kręci ziemia wciąż, Panie, wszak trwa Twa moc.
Tym, co się rwą do władzy, dajże tej władzy dość.
Pozwól odetchnąć hojnym, jeden dać dzień im chciej.
Daj Kainowi skruchę. I mnie w opiece miej.

Ja wiem, że wszystko możesz, i ufam w mądrość Twą,
jak ci co padli w boju, wierzą, że w raju są.
Jak uszy nasze wierzą, w słowa ustami Twymi
I jak wierzymy sami, że wiemy, co czynimy...

Panie, i mój Boże, zielonooki mój,
Póki się kręci ziemia wciąż, w zdziwieniu przy mnie stój.
Dopóki mamy czas i ogień w nas się tli.
Daj wszystkim odrobinkę. I tyle daj też mi...

czwartek, 29 marca 2012

Prośba

Czekałem całą jesień,
a potem była zima.
Tak można, jeśli wie się,
gdy nie, to jak wytrzymać?
Nie dałaś nawet znaku,
o słowach ani wspomnę.
Do lata będę wrakiem,
więc powiedz już to do mnie...

Ref.:
Zaświeć mi słońce na ustach,
stokrotki zasadź w głowie.
Przestanę być taki pusty,
gdy mi to jedno powiesz...

Już wiosna w kotach, w ptakach.
Do lata uschnę chyba.
To rzecz niebylejaka,
więc jak bez niej wytrzymać?
Daj znak, że chcesz być ze mną.
To przecież takie proste.
Tę jedną daj przyjemność.
Może mnie kopnij w kostkę?...

środa, 28 marca 2012

Always Look On The Bright Side Of Life


To co jest w życiu złe,
w szaleństwo wpycha Cię,
i sprawia, że jedynie możesz kląć.
Nic nie wychodzi Ci?
Nie narzekaj, tylko gwiżdż.
Bo to chyba jest już lepsze, bądź co bądź...

Życie lepszą stronę wszak też ma.
(pogwizdujemy)
A więc tylko w tamtą stronę patrz.
(pogwizdujemy)

Kiedy życie kiepskie jest,
Taniec masz, i śpiew, i skecz.
Chyba całkiem zapomniałeś, że to masz.
Kiedy w szambo wpadniesz, to
nie bądź smętny frajer, bo
do gwizdania jest stworzona Twoja twarz!

Życie lepszą stronę wszak też ma.
(pogwizdujemy)
A więc tylko w tamtą stronę patrz.
(pogwizdujemy)

Życie absurdalne jest -
śmiercią się wypełnia quest.
Ale zawsze stawaj przed nią twarzą w twarz!
Nie oglądaj się na grzech.
Jeden nam pozostał śmiech.
Przecież tylko tę jedyna szansę masz!

Lepszą stronę też miewa i śmierć.
(pogwizdujemy)
Choć tylko nim ostatni weźmiesz dech...
(pogwizdujemy)

Życie nie najlepszym z dań,
ale gdy tak patrzysz nań,
śmierć czy życie - to ten sam ograny wic.
Z przedstawienia w którym gram,
niech się śmieją, co mi tam.
Też zaśmieję się, gdy im zostanie NIC.

Życie lepszą stronę wszak też ma.
(pogwizdujemy)
A Ty tylko w dobrą stronę patrz.
( Chłopaki, głowa do góry ! )
Życie lepszą stronę wszak też ma.
(pogwizdujemy)
Życie lepszą stronę wszak też ma.
(Zawsze mogło być gorzej,
mogłeś się urodzić szprotką... w oleju...)
Życie lepszą stronę wszak też ma.
( A tak? Cóż tu do stracenia? Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz,
po obu stronach równania zero)
Życie lepszą stronę wszak też ma...
(Tłumacz gwiżdże, i tak mu za to nie płacą...)

czwartek, 22 marca 2012

Wiosna i już.

Wyrosło mi COŚ w ogródku.
W zasadzie tycie coś...
Zapewne rosnąć będzie do skutku.
Chociażby zimie na złość.
Nawet listków to nie ma,
ot, taki pąk i badylek.
To chyba zwykła ściema,
myślałem sobie przez chwilę.

Taki tu klimat, że nie wytrzyma
na pewno z zimą nikt.
Ale też wiosny wcale nie ma.
Pewnie na lepszy poszła wikt...

A potem niebo zagrzmiało
stadami gęsi i czapli.
Już chyba wiem, co się stało.
To zimy bilans ostatni.
Pewnie wyrosła tu zaspa,
a że brak śniegu, wyrosła z flory.
Idea wzrostu nie wygasa,
ten świat już jest zupełnie chory...

A przecież klimat, że nie wytrzyma
na pewno z zimą nikt.
Ale też wiosny wcale nie ma.
Pewnie na lepszy poszła wikt...

Płatki wiotkie ma ten kwiatek,
łodyżkę rachityczną
i jeszcze na dodatek
zieloność mało śliczną.
I nie wiadomo wcale,
dlaczego mi wyrosła
roślinka niczym palec...
Hmmm... chyba wiem. To wiosna...

Bo przecież klimat, że nie wytrzyma
na pewno z zimą nikt.
A wiosna jest, i już się wspina
by nam polepszyć byt.

czwartek, 15 marca 2012

Żona marynarza

Żonie marynarza czasem się zamarza,
że mieć może całkiem inny byt.
Bo ma męża łgarza, i nie pantoflarza,
a to dyskomfortem bywa zbyt.
Żona marynarza, bywa, że plan wdraża,
by pod szczurem z lądu lec.
Więc okazje stwarza, choć na cnotę zważa.
Cnota to jest jednak ważna rzecz.

Żonie marynarza nic się nie przydarza,
ani dobre, ani nawet złe.
Samotność przeraża, no, był jeden strażak,
lecz listonosz to już wcale nie.
Żona marynarza ma doświadczeń bagaż,
jakoś sobie radzi faktom wbrew.
Gdyby nie ta gaża męża marynarza,
pewnie by zalała ją już krew...


Utwór odczytany w www.radio-aspekt.de w dniu 15 marca 2012 r. w programie Magdy Turowskiej-Kowalczyk przez Grzegorza Halamę.

środa, 14 marca 2012

Wiosenna II

Wiosna na nas z nagła spada,
tak niewiele do nas gada.
Bo na razie
tylko bazie. I ptaki.
Gęsi wracają do nas stadami.
Może tak nie będzie z nami...
Lecz na razie
jeszcze razem. Głuptaki...

Z powodu zieleni braku
tym więcej w kraju głuptaków.
Przeczekać trzeba wiosnę.
A potem z powrotem
w uczucia porosnąć.
...radośnie!

czwartek, 8 marca 2012

Pean dla bezrobocia

Straciłem pracę, cóż ze mnie za facet,
że nowej mi szukać się nie chce.
Żarcie i picie to nie całe życie.
Do życia wystarczy powietrze.
Nie mam już stresów, od rana po wieczór
mam czas na swobodne myślenie.
Przez trzy miesiące zasiłek na koncie,
więc może się wreszcie polenię.

(refren muzyczny, beztekstowy)

Przeżyłem lata myśląc, że praca
lepszym mnie zrobi człowiekiem.
Teraz na słońcu wygrzewam się w końcu.
Być może mądrzeje się z wiekiem.
Czasami klimat nie daje wytrzymać,
palenie fajek nie grzeje.
Polar założę, nie będzie najgorzej.
I może też coś w siebie wleję...

(refren muzyczny, beztekstowy)

Bez telewizora, nie słucham więc porad
jak żyć, ani innych obwieszczeń.
W piecu wygasa, lecz to też jest praca...
Więc dziś nie dorzucę już więcej.
Do bab brak pociągu, bo ci z wodociągów
odcięli mi dostęp do cieczy.
Poczekam lepiej, aż będzie cieplej,
i pójdę się umyć do rzeki.

(refren muzyczny, beztekstowy)

Reasumując – jakoś się bujam.
Na cukier wystarcza i drożdże.
Tytoń zasadzę, a jeść będę rzadziej,
i może co piątek poposzczę.
Praca to kierat, i za cholerę
nie mogę jej dobrze ocenić...
Siądę na słonku, by nie tracić wątku,
i zacznę cudownie się lenić...

(finał muzyczny, j.w.)

czwartek, 1 marca 2012

Pierwszowiosennie

Za oknem mam impresję,
co się na rżysku pasie.
A w tle jej inny pejzaż,
wiodący w swojej klasie.
Opisałbym to wszystko,
gdy nieco bym się starał.
Lecz wiosna słońcem błyska,
i w gwizdek poszła para.

A nuta wiosenna
maluje ten pejzaż
baziami.
Kolory już śni słoneczne
z piosenkami.

Już wiatr po niebie goni
ponętne i powiewne
miłostki spod jabłoni,
drobiny wiosny rzewne.
Opisałbym je wszystkie,
lecz tego nie potrafię.
Bo wiosna dała w pysk mi,
w corocznym ślepym trafie...

I nieba akwarela
tak nastrój mi odmienia
codziennie.
I rodzą się marzenia
Niezmiennie.

czwartek, 23 lutego 2012

Nostalgie

Choć zima trzyma mocno,
Nostalgie już zakwitły.
W cieniu, zadumaniu, nocką...
Mały smutek zwykły.

Z odwilżą odeszły
w czas zupełnie przeszły
radości drobinki
poręczne.

I to nie tylko tyle,
że wciąż brak mi motyli.
Brak mi Ciebie,
i siebie.
I chwili.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Nie trzeba mieć stu dwudziestu trzech lat, żeby coś umieć...


Wyśmienity album standardów, nagrany przez wokalistkę w wieku 14 lat. Kobieta ma tyle lat, na ile brzmi... Dobrze, że poznałem tę płytę po kilku latach, bo stałbym się pedofilem... Chyba jest jeszcze na Amazonie do nabycia, ja słucham płytkę Renee Olstead wydaną przez Reprise Records.

czwartek, 16 lutego 2012

Parafraza

Ballada z płotem, z płotem ballada.
W całości śpiewać jej nie wypada.
Lecz we fragmentach czemu nie?
...płotu coś z życia należy się...

Poznałem dziewczę, ze wsi przypadkiem,
gdzieś koło Łaska, chyba pod Szadkiem.
Dziewicą była twardą jak młot!
A drogę naszą przedzielał płot...

Płot to niewinna niemal przeszkoda,
niedługa przezeń do lubej droga.
Lecz chociaż przezeń przeleźć chęć,
coś w plecach trzasło mi, psia kręć...

Na szczęście dziewczę też chęcią tryska,
w biegach przez płotki gnała w igrzyskach!
Więc „hop!” na moja stronę ... Ach!
I w trakcie pozostała w łzach...

Zwisła w połowie do szczęścia drogi,
z uśmiechem tak na twarzy błogim.
Że choć bym chciał ją z płotu zdjąć,
jak pannę z płotu tak zdjąć jak bądź?...

Niby mnie nadal bardzo zachwyca,
lecz choć wciąż hoża, już nie dziewica.
Na coś mi losie ten płot tak splótł?
By mi dziewicę tę hożą zbódł?...

sobota, 4 lutego 2012

Blues dla Pilarki

Zbudowałaś w marzeniach ten dom -
facet, dzieci, kot, co śpi na komodzie.
Pełnia szczęścia, aż wyjdą im oczy
i zazdrościć tego będą wam co dzień.
Jak domek z kart rozsypało się życie,
koniec bajki, tynk się sypie z euforii.
Bo szczęście z makatki niepisane ci,
gdy żar wygasł i zrobiło się chłodniej...

Teraz wściekła jesteś na cały świat
bo on się bawi, gdy tobie chce się wyć.
Jak pozamiatać z życia okruchy szkła?
Gdy nie wystarczy tylko wstać i wyjść...

Masz słodki uśmiech, lecz to jest zwykły fałsz
kiedy pytają, czemu wciąż jesteś z nim
i czy sobie sama radę dasz.
W serce codziennie wbijają klin.
Ty mówisz: ”Wszystko jest ok”,
pod makijażem kryjesz gorycz i złość.
A potem myśląc, że ci będzie lżej,
urządzasz sceny, których sama masz dość...

Teraz wściekła jesteś na cały świat,
bo on się bawi, gdy tobie chce się wyć.
Jak pozamiatać z życia okruchy szkła?
Gdy nie wystarczy tylko wstać i wyjść...

Kamienne niebo, i dojmujący chłód
za oknem wciąż nieznani ludzie
Niedoskonałe życie wymyślił Bóg,
życie, co się opierać ma na cudzie.
W telewizji mówią „Będzie deszcz”,
zagryzasz wargi wychodząc na schody.
Bo przecież dobrze o tym teraz już wiesz:
na twoje życie to prognoza pogody...

I znów wściekła jesteś na cały świat,
gdy on się bawi, a tobie chce się wyć.
Jak pozamiatać z życia okruchy szkła?
A może wstać i wyjść?...

czwartek, 2 lutego 2012

Mróz

Wyż przyszedł ze wschodu,
Jak zwykle.
Zamarzły już samochody,
i motocykle.
Zwyczajny wyż baryczny,
no cóż.
Przestraszył mnie nieetycznie,
i już.

Bo niby noc jest taka piękna,
Księżyc, Cefeusz, Wielki Wóz,
a jednak w środku taki lęk mam...
Bo jednak mróz to mróz...

Być może mnie zmrozi,
tak bywa.
A ja nie lubię być chłodny
jak ryba.
Zwyczajny niby mróz fizyczny,
jak zwykle, poniżej zera.
Ciepła pozbawia mnie dramatycznie!
Cholera...

Więc proszę dziś synoptyków,
dajcie mi Egipt, czy Kretę...
Boje się mrozu wyników...
Lubię być ciepłym facetem...

środa, 1 lutego 2012

Taki pies, np.

Jak to jest,
że gryzie pies
wszystko, tak jak leci.
Co spod psa wystaje,
spokoju nie daje
i zęby nęci.
A potem tylko kilka gniewnych słów,
nieprzeczytana gazeta, kąt.
Warto chyba było.
I będzie też miło
znów wziąć
coś na ząb.

niedziela, 29 stycznia 2012

Piosenka atrakcyjna

W antrakcie zaśpiewana
piosenka atrakcyjna
nikomu jest nieznana
i w treści swojej dziwna.
Piosenka atrakcyjna,
jak dziewczę cud urody.
Piosenka atrakcyjna,
jak śmietankowe lody.
Piosenka atrakcyjna,
jak wycieczka do Egiptu.
Tak prosto jest linijna,
jak linijka reskryptu...

I nawet bym zaśpiewał,
przynajmniej song niewinny...
Lecz w lustro patrzę... Kurczę...
Nie jestem atrakcyjny!

sobota, 28 stycznia 2012

Prawie zapomniałem! Więc powtórnie :) Jabberwocky!

Urodziny Lewisa Carrolla! co za afront, że wczoraj zapomniałem! A więc, po raz kolejny (niech bedzie, że nabijam posta):

Jabberwocky

Twas brillig, and the slithy toves
Did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves,
And the mome raths outgrabe.

"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

He took his vorpal sword in hand:
Long time the manxome foe he sought--
So rested he by the Tumtum tree,
And stood awhile in thought.

And as in uffish thought he stood,
The Jabberwock, with eyes of flame,
Came whiffling through the tulgey wood,
And burbled as it came!

One, two! One, two! and through and through
The vorpal blade went snicker-snack!
He left it dead, and with its head
He went galumphing back.

"And hast thou slain the Jabberwock?
Come to my arms, my beamish boy!
O frabjous day! Callooh! Callay!"
He chortled in his joy.

'Twas brillig, and the slithy toves
Did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves,
And the mome raths outgrabe.


Dżarłakiada



Brązdniało, a ślizkrętu krzty
Świdrokręciały wśród dróżbały;
Lichały borogowe ćpy,
I chrząrzał świsświat cały.

„Bacz na Dżarłaka, synu mój.
Szponów co tną, kąśliwych kłów,
I na Dzibdziaba nie idź w bój
Co wraz z Kłapaczem ksępi znów.”

Swój szatkosłowny miecz wziął w dłoń-
Przy pniu się wtrzymał Łubudębu.
Nim się za wrogiem pocznie goń,
Czas porozplatać myśli z kłębów.

Gdy z myślotoni się wynurza,
Tompa już dziarźnie przez ciemżyny
Dżarłak, i skry mu z oczu pruszą,
A z gardła bulkomioty śliny.

I rach, i ciach! I bum, i bęc!
Odgrąbał się od cielska łeb!
Z czerepem tym z powrotem więc
Potętnił tryumfalnie w step.

„Tyś to z Dżarłaka wydarł cień?
W objęcia chodź promyczku mój!
Bajcudny dzień! Ho! Ho! Hej! hej!"
Śmiachotu z ojca tryskał zdrój.

Brązdniało, a ślizkrętu krzty
Świdrokręciały wśród dróżbały;
Lichały borogowe ćpy,
I chrząrzał świsświat cały.

niedziela, 15 stycznia 2012

Jasełka

Tak nam minęły Święta, Piwnicy i mnie, rozpoczął się WOŚP, i zabrakło czasu na Jasełka. Przedstawianie ich teraz mijałoby się z sensem, tym bardziej ze stan mojego internetu nie gwarantuje prawidłowego przygotowania przedstawienia. Wiec w tym roku (jasełkowym) jedynie tekst. Mam nadzieję, że w roku 2012 uda się je zorganizować na czas. A jeśli nastąpi wcześniej koniec świata, to przyznacie, nie jest to zależne od autora!



JASEŁKA 2011/12:

Wstęp

(z offu zapowiedź):

NARRACJA:
Witamy Państwa ze sceny dramatycznej Piwnicy pod Aniołami w Second Life.
(w tle „Last Christmas” albo inna ikona)

(Napisy początkowe na ciemnym tle, rozjaśnienie, widoczna pusta scena, od lewej do prawej przechodzi HEROD z rękami założonymi na plecach. Staje w centrum.)

HEROD:
Nie jest dobrze... W horoskopie
Stało, że mnie ktoś wykopie...
Właśnie dziś się rodzić będzie,
Jak podaje prasa wszędzie.
Wszystko przez to becikowe,
Wkrótce wlezie mi na głowę
Świeżo urodzony, liczny
Nowy wyż demograficzny.

Zbliżenie, plan amerykański.

Stracę swoje stanowisko,
Fotel, palmę, słowem - wszystko.
Już nad głową mą kostucha,
Król to dożywotnia fucha...

(Słychać dźwięk spadającego ostrza gilotyny, rozjaśnienie i powrót do następnej sceny. Tej niezgilotynowanej.)


Scena I

(Recepcja hotelowa. Stoją GOSPODARZ i JÓZEF. MARIA w ciąży stoi z boku sceny, objuczona bagażami. W tle pastorałka, mniej amerykańska.)


GOSPODARZ:
Jakże pomóc? Nie da rady,
sam pan widzisz, tyłek blady.
Mam totalne obłożenie,
wszak to Boże Narodzenie.
Ci na narty, ci na grilla,
nawet się nie zmieści szpila.
Nie ma miejsca, królu złoty,
widzisz, ile mam roboty.
Trzeci dzień urwanie głowy,
wszak to sezon urlopowy!

JÓZEF:
Sam rozumiem, koniec roku...
Ale choć z aneksem pokój?
Jakiś stolik, jakaś ławka,
ze dwa łóżka i dostawka?
Miejże litość, święta zaraz,
przecież nas jest tylko para.
Ja już przecież ledwo zipię,
a niewiasta się rozsypie...

GOSPODARZ:
Ano właśnie, dla dwóch osób,
a już trzecie chce do głosu...
Niech wam będzie, obok bramy
jest kontener budowlany.
Pusty całą zimę stoi,
więc wynajmę, mili moi.
Robię to zasadom wbrew,
bo ten barak - istny chlew...

Zbliżenie na MARIĘ

MARIA:
Spytaj, może mają śledzie?
Ja urodzić mogę w biedzie,
nawet w stajni, czy w oborze...
nawet tam nie będzie gorzej!

JÓZEF:
Żeby to nie była córka...
Kiszonego chcesz ogórka?
Gdyby nie o dziecko troska...
Ech, marudzisz! Matko Boska!


(GOSPODARZ drepcze za scenę. Za nim JÓZEF, a za nimi MARIA z bagażami. Za nimi Dean Martin śpiewający „Let it snow”.)


Scena II

(Pastuszkowie siedzą przy rozgrzanej kozie i piją tanie wino „Gocha”. Owce śpiewają „Bracia, patrzcie jeno.)

PASTERZ I: drapie się po tyłku
Wszyscy siedzo w ciepłej chacie,
ino u nas zimne gacie.
Innym ludziom izba sucha,
a nam śnieg i zawierucha.

PASTERZ II: dłubie w nosie
Ale się na lepsze zmienia
względem picia i jedzenia,
a heroldy też gadały,
że już jachty potaniały.

PASTERZ III: obgryza paznokcie u stóp
Może nam zaświeci gwiazda,
i z juhasa będzie gazda.
Dotąd nędza tylko z bidą...
Derechtory jakieś idą!

(Wchodzi ANIOŁ Z GWIAZDĄ BETLEJEMSKĄ i Trzej Królowie. Gwiazda jest chińskiej produkcji, z pozytywką grającą „Mędrcy świata, monarchowie”).

ANIOŁ Z GWIAZDĄ BETLEJEMSKĄ:
Kończyć flaszkę pastuszkowie!
Postawiony świat na głowie,
Bóg się rodzi, moc truchleje,
a tu jeden z drugim chleje!
Wstawać, wstawać bezbożnicy,
delegacja z zagranicy,
zawitała do Dzieciątka
na osiołkach i wielbłądkach.
Dary wiozą, kolędują,
wraz ze światem się radują.


Scena III

(Stajenka lub chlew, dużo siana, pewnie robotnicy budowlani na gumiakach nanieśli. Siedzą JÓZEF i MARIA, w kastrze budowlanej leży DZIECIĄTKO. DZIECIATKO niczego nie śpiewa, chór lekarzy położników i urzędników ZUS śpiewa „Wśród nocnej ciszy”)

JÓZEF:
Ktoś nadchodzi w nocnej ciszy,
ze zmęczenia ledwo dyszy.
Widać przeszedł szmat już drogi,
bowiem ciężko stawia nogi.
O! To większa ludzi chmara...
Goście do nas idą, Stara!
Jam ich tutaj nie zaprosił,
wieść tak szybko się roznosi...
No to nowy jest ambaras,
pępkowiny zrobić zaraz.
Anioł z przodu, cudów ni ma,
a ten obok mirrę trzyma
I koronę ma na głowie...
Jezus! Maria! To królowie!

Proszę! Witam was ochotnie!
Gość w dom, Bóg w dom!
...lub odwrotnie...

Trzej Królowie włażą jak do chlewu, i to własnego!

KACPER:
Przynosimy tutaj dary,
Mirrę, złoto, zioła, tiary

MELCHIOR:
Pieprz, wanilię, cześć, pokłony,
Stułbie oraz jamochłony.

OBAMA:
Czyli wszystko, co na świecie,
bo zasłuży sobie Dziecię.
A od siebie, też dołożę
chiński jedwab, włoski orzech,
norweskiego Nobla, o który był lament
i złotem zdobiony Najnowszy Testament.

JÓZEF:
Przyjmuję, w imieniu
Dziecka, co tu leży,
choć nie jestem ojcem,
bądźmy jednak szczerzy...
I za to ja krytyk
wcale się nie boję.
Jak się urodziło,
wychowam jak swoje!


Scena IV

(Zbliżenie na BARANA, OSŁA i WOŁKA. Niczego nie śpiewają, bo jeszcze nie ma północy. Ale wyglądają na bardzo poruszone tą perspektywą.)

BARAN, OSIOŁ i WOŁEK:
Śmieszna noc, noc dziwna.
Nawet owca jest wyrywna,
i gada, bo tak ją ponosi
by ludzkim głosem nowe głosić...

MARIA tuli DZIECIĄTKO, kołysze i nuci.

MARIA:
Dookoła noc zapada,
Gwiazdy skrzą się w śniegu.
Trzeba życie poukładać
Całkiem po nowemu.
Bo nie było wcześniej tego,
Coś nam przyniósł dzisiaj.
Śpij drobino, śnij dziecino,
Mrok na drzewach przysiadł.

Lulajże mi, lulaj,
nowe czasy dnieją,
Tyś jest naszym nowym życiem,
i nowa nadzieją.



ANIOŁ Z GWIAZDĄ BETLEJEMSKĄ:
Sen, mara, Bóg, wiara,
Betlejem, Warszawa czy Kutno.
To taka noc, co niesie moc,
Nikomu nie będzie już smutno.
Zaświeci nadzieja i przyszłość się stanie,
Dla starców, dojrzałych i dzieci
I w duszy to granie jak nocą latarnie,
I gwiazda, co jasno wciąż świeci...