środa, 26 sierpnia 2009

Tenże Jaś z Małgosią po raz trzeci

Gdy świtu dłonie słońce podniosło
Zwlekła się z wyra landara stara,
I dla skazańców kręci powrósło,
Miast się (jak zwykle) kręcić przy garach:
„Podnieś już dupę, stary lebiego!
Dziś właśnie nadszedł dzień wyzwolenia,
Zabierzesz dzieci do lasu tego,
I w środku boru zrobisz w jelenia.
A gdy wieczorem do domu wrócisz,
Jeśli się sprawisz z tym jak należy,
Mam na potencję ostryg dwa łuty...
Tylko się pośpiesz, póki są świeże!”
Na takie dictum odpowiedź jedna,
Gdy z chucią dusza nikczemna walczy:
„No dobra, pójdę, jasna cholera...
...a tyle ostryg aby wystarczy?...”
Nie wie ni stary, ni jego stara
Że wszystko słyszą wredne bachory.
Chcąc na ostrygi wrócić do gara,
Już plan A gotów wjechać na tory:
„Słuchaj Małgosiu, dziewicza siostro,
Mam ja w zapasie kondomów masę.
Gdy ojciec w knieję popędzi ostro,
Przy ich pomocy zaznaczę trasę.”
Jakoż powiedział, tak też postąpił.
Gdy już cytryną były skrapiane,
I kiedy czas był napełniać wątpie,
Wpadł na ostrygi z Małgosią Janek...
Kurwów tam padło tysiąc bez mała,
Na głowę rodu nieudacznego,
I odmówiła macocha ciała...
Kazała lasu szukać głębszego...
Jaś już Małgosię pociesza żwawo
„Nie martw się głupia, to temat lekki
Jak zwykle w lesie pójdziemy trawą...
Wczesnoporonne mam tabletki,
Co piędź wyrzucę te dziwne środki,
I jak po nitce do domu wrócim!”
...Wdowa stawiała poczęciu płotki,
Albowiem z Jasia niezły kogucik...
I znowu świtem bieżą po kniei,
Mijając wzgórki, grzybki i wnyki.
Plan B jednakże im nie wystrzelił,
Gdyż pośród chaszczy żyły króliki...
Płodność królicza faktem jest znanym!
By przynieść ulgę swej kobiecości,
Zlizały panie królicze z trawy
Owego planu szkielet i kości.
Zachwiany został zwierzostan lasu
(gdyż także wilka ubił gajowy),
A w borze, który mrokiem się zasnuł
Ludzkie przybyły dwie osoby...

Już księżyc pełnią bór ciemny pasie,
Budzą meliny się oraz sowy,
A Jaś z Małgosią chyba mi zda się
Powrót do domu mają już z głowy...

A, nie wiem czy c.d.n., nudna ta bajka... :(

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Yep, we went twice...


Dlaczego zatytułowałem post nazwą obrazu Fernando Botero? Bo pasuje idealnie do podwójnego spotkania we Wrocławiu. Jest niejako symbolem naszego podwojonego życia, spędzanego w dwóch światach. Piliśmy realne piwo, w ilościach przysługujących posiadaczom więcej niż jednego życia, a niektórych dręczył też podwójny kac :) Dowiedzieliśmy się o sobie może niewiele, ale tajemnica jest o wiele ciekawsza i bardziej pociągająca. Z tego miejsca przepraszam Uzi za rozczarowanie, którego doznała niewątpliwie gdy bezwzględnie rozszyfrowałem (z Morrigan, niech cała wina nie spada na mnie!) tożsamość jej największej miłości SL, płci powiedzmy męskiej... Cóż, życie jest bezlitosne jak pracownik Urzędu Skarbowego... Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Stanowczo doradzam wszystkim takie luźne i niezobowiązujące spotkania w realu. Rozsądnym nie zakłócą bajkowego odbioru SL, a kretyni przynajmniej napiją się piwa w miłym towarzystwie.

Na koniec hołd dla wielkości talentu Botero, mało u nas znanego plastyka kolumbijskiego. Jego malarstwo potrafi przynieść prawdziwą ulgę dla skołatanej duszy i ciała. Zwłaszcza, gdy jest zawieszone nad sedesami, jak we wrocławskiej knajpie "Pod Złotym Jeleniem"... :P

sobota, 15 sierpnia 2009

Kolejne pieprzone intermedium

Grab już nie szumi
Swoimi liśćmi
Jak tydzień wcześniej,
TEN rzeczywistość
Radość mi stłumił,
Będzie codzienniej.
Żadnych euforii
I zastanowień
Nie będzie wcale.
Jedno spojrzenie,
Nic już nie zmienię.
Będzie tak dalej...
Skowronek głupi
Za moim oknem
Codzienność chwali.
I kuropatwy, sarna przy płocie,
I mgła w oddali
Może to lepiej,
Dostać jak w sklepie
Dno z paragonem.
Ale po sercu
Coś mnie tak klepie...
Ech... Tylko ono...

Brak mi snów, efemerycznych.
Brak mi dni, z Tobą lirycznych.
Zwyczajnych chwil, zwyczajnych takich...
Aby się skryć.
Nikt.
I nijaki.

Słonozielone
liście zmartwione
w upale stoją.
Wplatam się gęstwę
z całym nastrojem...
...cóż, lecz nie w Twoją...
Słup w polu stoi,
trochę nastroje
odoniryczni.
Więc na to czekam,
i brak pociechy...
Twojojęzycznej...

Brak mi dni, tych z matką głupich.
Po co mi sny... così fan tutte...
Powszechne tak życie z obłędem.
Wiem, co mam śnić.
Nic.
Więc odejdę.

środa, 12 sierpnia 2009

иванушка и маргаритка, второя часть

Teraz fanfary! Na scenę bowiem
Wchodzą już główni bohaterowie.
I z tej przyczyny zmienię szyk strofek
By móc opisać Jaśka i Gochę...

Były to dzieci grzeczne i miłe,
Rozumem biły inne na głowę,
I dla swych bliźnich przyjazne były,
Bo choć bliźnięta, to dwujajowe.
Jaś właśnie w Jana się przeistacza
Za sprawą wdowy po kolejarzu,
Małgosia wszakże jeszcze rozpacza,
Bo nie zdarzyło jej się ni razu.
Lecz genius loci ma ją w opiece,
Więc kiedy inne zwijają motki,
Gosia ma rekord w całym powiecie
W biegu na przełaj oraz opłotki.
Tai-chi, kickboxing, darcie za kłaki,
Wbijanie szpilek od zadniej strony,
Dar ma dziewczyna nie byle jaki,
Choć ubolewa względem swej błony.
Dziewoja hoża jest jednym słowem,
Chociaż jej bratu też nic nie braknie!
Wdowa mu stawia dania domowe
Za to, co stoi mu akuratnie...
Udane dzieci, przyszłość przed nimi,
Zaszczyty, premie, wczasy w Sopocie.
Ale macocha wciąż tylko grzmi im:
„W las was wyrzucić, i po kłopocie!”
A bory wokół gęste, ponure,
Jak obok Piły gdzieś nad Notecią.
Duszą swym mrokiem jak kat swym sznurem!
Nie polecamy tych lasów dzieciom!

c.d.n., a jakże! :P

niedziela, 9 sierpnia 2009

Hänsel und Gretel, teil eins :P

Niebo i pole,
Pole i chatka,
Zboże w stodole,
Niebo z bławatka,
Szmerek strumyczka,
Mostek nad rzeczką,
Innymi słowy
Zwykłe miasteczko.
Lub raczej wiocha,
Tyle że z rynkiem,
Na rynku ratusz
Z odbitym tynkiem,
Obok oberża
I kupa gnoju,
A na tej kupie
Zbój po rozboju.
Pionu nie trzyma,
Bo utarg dzienny
Szybko zamienił
W stan niskopienny.
Coś tam mamrocze
Że słuchać hadko:
Że gdzieś był z Jasiem
I z Małgorzatką,
Którzy mu losy swe wybajali...
Lecz nie napełni bajka tej sali,
Słowem nie wspomni bard, ni skaldowie...
Więc tę opowieść ja wam opowiem:

Było to dawno, chyba z rok cały,
Za siódmą górą, opodal skały,
Tej co posępnie nad rzeką zwisa,
Siódmą, a jakże, chyba to Kwisa...
Bóbr albo Noteć, albo Dunajec,
Ale ja za to nie oddam jajec!
Rzeka to rzeka, ciek wodny, znaczy...
ma mokrą wodę, faunę co kwacze,
trzciny, koryto oraz łożysko.
E, w Wikipedii sprawdzicie wszystko!
Więc nad tą rzeką, a nawet za,
Się przydarzyła historia ta.
Na skraju wiochy, czyli pod lasem,
Żył drwal ubogi, nim zmarł przed czasem
Miał dwójkę dzieci, i wredną żonę...
Więc z tejże racji wiecznie wkurwiony
Bywał, i autor nie dziwi mu się,
Bo co za radość wciąż siedzieć trusiem??
I owa baba tak wymyśliła,
By się aborcja wsteczna odbyła:
„Weźmiesz ty stary dzieci do lasu,
tam mimochodem zgubisz zawczasu,
i wówczas wdzięków swoich ja dam.
Jeśli odmówisz – radź sobie sam! ”
Drwal miał niesprawna jedną już rękę,
Więc nosem poczuł przyszłą udrękę.
Choć dzieci kochał, miał jednak chęć
Żony używać choćby na piędź...
Włożył więc kierpce, odział surducik,
W tyłek podrapał i się zasmucił.
Choć może inna kolejność była:
Drapał, odziewał i łykał klina...


c.d.n. zapewne, sam jestem ciekawy :D

środa, 5 sierpnia 2009

Utwór dramatyczny, podobno można po tym zostać papieżem...


NUDA

Miejsce akcji: miejscowość letniskowa nad wąskim i cholernie długim jeziorem


Występują:
Narrator
Hac
Nuda
Nieobecna Świtezianka
Czas, ale tylko od czasu do czasu...

Scena pierwsza
(Na Scenę Pierwszą wychodzi Hac, ubrany jak to Hac, wymięty T-shirt z plamami po paprykarzu szczecińskim, spodenki w glony [wlazł w nich do wody rano, wiało od glonów do brzegu, prać mu się oczywiście nie chciało], glanów nie ma, ma klapki poplamione bejcą do drewna i bezmyślny wyraz twarzy, jak to Hac ponownie i obligatoryjnie. Ciekawe, ryj Haca determinuje obligatoRYJNOŚĆ...)
Narrator: Jest piękne, ciepłe popołudnie. Lub, ustalmy to, niemal wieczór. No, prawie. Wieczór będzie za godzinę, więc prawie wieczór za jakieś pół. Chyba. Mam problemy z ustalaniem czasu.
Czas: Odpierdol się facet ode mnie...
Narrator: (odpierdala się)
Hac: Nudzę się...
Narrator: Podobno inteligentni ludzie nigdy się nie nudzą! (ma wredny i tryumfujący uśmieszek)
Hac: Widocznie wieści o mojej inteligencji są mocno przesadzone...
Czas: osiemnasta - czterdzieści trzy, piiiiiiip, osiemnasta - czterdzieści cztery, osiemnasta - czterdzieści cztery...
Hac: Czym by tu zabić czas... (szuka młotka, palnika acetylenowego, metylanu, konserwy turystycznej lub konkretnego kamienia, ale znajduje jedynie cztery kapsle po piwie lech i zużytą prezerwatywę, więc rezygnuje.)
Narrator: (też chciałby zabić czas, ale jak to przeważnie bywa, Czas zabija jego.)
Hac: Sit tibi terra levis, narratore...
Nuda: (zrozpaczona) O,kurwa, znów coś się dzieje...
Nieobecna Świtezianka: (wystawia tabliczki „Zaraz wracam”, "Pszyjencie towaru" oraz "Renament" i przestawia GG z "Niewidoczny" na "Niedostępny".)
Hac: Nudzę się...
Czas: Może z czasem to opiszesz, i jakieś zajęcie będziesz miał?
Hac: OK, leć po piwo, siadamy i piszemy...
Czas: (leci po piwo, pisze ten tekst z Hacem, a następnie zabija Scenę Drugą.)
Scena Druga: (nieujęta w obsadzie) Aaaargh! (pada na pysk [nie mylić z ryjem Haca] i kona w męczarniach)

(didaskalia też się znudziły, wypiły piwo z Browaru Jabłonowo, a potem dostały rozwolnienia)

KONIEC