poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Yep, we went twice...


Dlaczego zatytułowałem post nazwą obrazu Fernando Botero? Bo pasuje idealnie do podwójnego spotkania we Wrocławiu. Jest niejako symbolem naszego podwojonego życia, spędzanego w dwóch światach. Piliśmy realne piwo, w ilościach przysługujących posiadaczom więcej niż jednego życia, a niektórych dręczył też podwójny kac :) Dowiedzieliśmy się o sobie może niewiele, ale tajemnica jest o wiele ciekawsza i bardziej pociągająca. Z tego miejsca przepraszam Uzi za rozczarowanie, którego doznała niewątpliwie gdy bezwzględnie rozszyfrowałem (z Morrigan, niech cała wina nie spada na mnie!) tożsamość jej największej miłości SL, płci powiedzmy męskiej... Cóż, życie jest bezlitosne jak pracownik Urzędu Skarbowego... Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Stanowczo doradzam wszystkim takie luźne i niezobowiązujące spotkania w realu. Rozsądnym nie zakłócą bajkowego odbioru SL, a kretyni przynajmniej napiją się piwa w miłym towarzystwie.

Na koniec hołd dla wielkości talentu Botero, mało u nas znanego plastyka kolumbijskiego. Jego malarstwo potrafi przynieść prawdziwą ulgę dla skołatanej duszy i ciała. Zwłaszcza, gdy jest zawieszone nad sedesami, jak we wrocławskiej knajpie "Pod Złotym Jeleniem"... :P

2 komentarze:

  1. Czuję się niecnie wykorzystana przez tegoż artystę jako modelka, bez mojej świadomości... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, czy byłam bardzo smutna, gdy mnie rozszyfrowaliście? Zróbcie to prosze jeszcze raz, bo się zgubiłam, jak nic.

    A obrazki wybitnie miłe. Dobrze, że je odnalazłeś. Nie przepadną w pamięci.

    OdpowiedzUsuń