Brakowało mi wewnetrznej strofy, dopisałem i czekam by ją zmienić.
Nie mam już wiele czasu,
mam swoje przecież lata.
Gdy z czasem cicho zniknę,
cóż, mała w końcu strata.
Tylko zostawić sobie
małe co nieco zechcę.
Interes jest uczciwy.
Tobie zostawiam resztę.
Bo po jeziorze
pod żaglem płyną łodzie.
To także jest zbyt mało,
ale tak piękne, Boże.
Zabierz mi resztę, proszę,
i zostaw mi te żagle.
Zostaw mi je na wieczność,
a resztę zabierz nagle.
Brakuje mi zwątpienia,
nie dopisuje wiara
Przynajmniej pozostała
chęć, aby się postarać.
Daj mi uwierzyć, proszę,
a ja Ci może za to
kawałek świata stworzę,
a Ty mi coś ponadto...
Na niebie światła
mijają gwiazdozbiory,
być może to niewiele,
lecz zawsze świecą w porę.
Tylko tych kilka świateł
co świecą od półwiecza,
Ty mi, mój dobry Boże
na zawsze już obiecaj.
Niewiele mi zostało
radości i cierpienia,
i Ty mi tego, proszę,
broń Boże, też nie zmieniaj.
Więc kiedy mnie ogarnie
jasność niebytu święta,
swojego ja dotrzymam,
o Twoim Ty pamiętaj.
Bo na błękicie
małych obłoczków chmara.
Na zawsze się o takie
dla mnie, błagam, postaraj.
Resztę mi zabierz, proszę,
tylko tych chmurek parę
pozostaw Panie Boże
jako ostatni podarek.
Jak wieść parafialna niesie...
środa, 29 października 2014
wtorek, 7 października 2014
Napiszę, skoro nic nie piszę.
Wakacyjna miłość
Było jezioro, słońce, obłoki,
ona Niewielka, a on Wysoki,
Do tego dodał los i przypadek
dziewiczy rumień, małżeńską
zdradę,
nieco liryki, zadumań ździebko,
i atmosferę od doznań lepką.
Zbyt ciepłe drinki, zbyt chłodne
lato,
miłość przelotna i nic ponadto.
A gdy wystygły noce sierpniowe
wnet rozgorzały uczucia nowe.
Niewielka wsydzi się letnich uciech,
Wysoki darzy żonę uczuciem.
A pozostała im z lata tego
mgiełka tak zwiewna jak u Dantego,
i połączyła ich aż po grób
wspólna grzybica stóp.
piątek, 22 sierpnia 2014
Lustereczko, powiedz przecie...
Nie warto nawet kopii kruszyć
aby potwierdzić znany fakt
Sny tak jak oczy zwierciadłem są
duszy,
rzeczą to pewną jest od lat.
Wytłumaczyli światli ludzie,
ot, Zygmunt Freud, ten z prawej
pierwszy,
że choć na codzień trwasz w
obłudzie,
w swych snach o niebo jesteś
szczerszy.
Ja to potwierdzam, swe gardło
zdzieram:
"Autorytety czczę i im wierzę!".
Lecz w mym przypadku, jasna cholera,
nie mogę zgodzić się w żadnej
mierze.
Bo gdy mnie senna ogarnie mara,
a oniryczność wzrok mi oprószy
i gdy pamiętam (jak sie postaram)
co mi właściwie gra w mojej duszy...
...nie widzę siebie w tym ni pięć
cali.
I nie są moje sny zwierciadłem
tego, co duszę moją pali,
lecz tego, co wieczorem zjadłem...
piątek, 2 maja 2014
Oboje
Swędzi mnie prawy bok.
Rankiem i kiedy zmrok zapada.
Przegrałem życie o włos,
ale to nie zagłada.
Nie szkodzi, bo to już o krok.
Jedno i drugie się dobrze zapowiada...
Oboje na "A",
oboje na "Naj"
zmienią kiedyś kraj.
Oboje.
Jedno moje,
drugie Twoje.
Pisałaś wiersze tak głębokie,
w ich głębi zapadał zmrok.
Rankiem i kiedy zmrok zapada.
Przegrałem życie o włos,
ale to nie zagłada.
Nie szkodzi, bo to już o krok.
Jedno i drugie się dobrze zapowiada...
Oboje na "A",
oboje na "Naj"
zmienią kiedyś kraj.
Oboje.
Jedno moje,
drugie Twoje.
Pisałaś wiersze tak głębokie,
w ich głębi zapadał zmrok.
sobota, 14 grudnia 2013
Zaległości!
Ze zdumieniem zauważyłem jak bardzo zaniedbałem bloga... Wiec hurtem wrzucę zaległości z pierwszego półrocza:
...
Mózg leży na chodniku.
Pewnie w wypadku wyniku.
Zużyty nieco,
fałda na fałdzie.
Ciekawe,
kto go znajdzie...
Mózg leży na chodniku.
Sam jeden, uwagę więc przykuł.
Babcia stanęła, na grypę chora,
szukała kalafiora.
Ale że była weganką,
cynk tylko dała koleżankom.
Przyszły, zrobione na bóstwo.
"Eeee. To jest chyba lustro!
Musimy iść do SPA,
coś w końcu zmarszczkom
radę da!"
Wracali z nocnej wycieczki
Litwini... Nie, to z innej beczki...
Blokersi wracali z imprezy.
Więc chował się kto w Boga wierzy.
Spojrzeli. Mózg.
No cóż. Byli już po wieczerzy.
Na koniec, już nie w porę
Studentki pod parasolem
na mózg spojrzały, zachichotały.
"Gdyby miał resztę,
wart byłby zgrzeszeń,
a tak, to tylko ma morał"
I morał stanął nad mózgiem.
"Po cóż me wnioski próżne.
Mózg, i to nie pierwszej świeżości.
Pewnie rzucony w złości.
Premier w Warszawie, w robocie."
A mózg na ulicy, w Sopocie...
================================================
Optymizmu szczypta
Ponad wzgórzami zapada noc.
Otwarte oczy i ciepły koc.
Księżyc rozparty na z mgły pościeli
świeci mi w okno. Tylko w pysk strzelić!
Bo on wciąż patrzy jak głodny kot.
I zamiast wiersza wychodzi gniot...
Więc, gdy nie mogę zasnąć i pośnić,
liczę radości.
Mogło się nie przydarzyć w życiu.
A jednak się przydarzyło.
Normalna praca, normalne dziecko,
normalna miłość
Mogło być gorzej, a jest chyba lepiej.
Coś z Tamtej Strony w ramię mnie klepie.
Mogło nie wyjść, a przecież wyszło.
A na dodatek,
jeszcze będzie
piękna przyszłość.
===============================================
Mury runą?
Tak zastanawiam się i myślę,
oraz zachodzę w głowę,
po co, gdy już runęły mury,
postawiliśmy nowe.
Dlaczego tą najtrwalszą
zasadą, jak świat światem:
"Nie będzie Polakowi
ten inny Polak bratem."
Dlaczego tak już mamy
i z jakiej to przyczyny,
że burząc budujemy,
stawiajac zaś niszczymy...
===========================================================
Człowiek z Dziurą (ekologiczną)
z cyklu: "Spotkania z ciekawymi ludźmi." (1)
Często parkujac samochód pod swoim blokiem widziałem jednego ze swych sąsiadów. Zazwyczaj ciągnął za sobą dwukołowy wózek, wypełniony rozmaitym śmieciem. Pustymi butelkami, kartonami, gazetami, plastikiem, chińskimi butami z bardzo sztucznej skóry, monitorami i telewizorami, a raz nawet konsolami do gier pewnej firmy z Bardzo Dalekiego Wschodu. Spotykaliśmy się przy windzie, gdzie z racji starszeństwa puszczałem go przodem wraz z wózkiem, by następnie wtulić się w pozostały skrawek windy (za to z dostepem do klawiszy). Pan zawsze grzecznie odpowiadał na moje "dzień dobry", ładunek z racji małobiologicznego pochodzenia raczej nie trącił, a karaluchy, tak zazwyczaj chętne towarzyszeniu ludziom z podobnymi upodobaniami z upodobaniem omijały nasz blok, więc z czasem nawet polubiłem Pana z Wózkiem.
Nosił starannie utrzymany sarmacki wąs, przy rytualnym "dzień dobry" uśmiechał się nieśmiało, patrzac gdzieś w dal niedosiężną, choć jednak ograniczona szybem windy. Wózek zaopatrzył w odboje ze starych opon, by nie obijać postronnych użytkowników swego otoczenia twardymi kantami. Słowem - ideał lekko zdziwaczałego sąsiada.
We wtorek (a może to było w środę, nie pamietam, bo wracałem około południa z pracy, niedospany z brakiem nadziei na niedopicie), sąsiad tuż po sakramentalnym "na dziewiąte proszę", zagadał.
-Pan się pewno dziwi?
-A czemu? - spytałem zdziwiony.
-No, że ja, z tym wózkiem, codziennie w windzie...
Zaprzeczyłem grzecznie. Zdziwiony bowiem byłem. Z moich obliczeń, poczynionych mimochodem podczas wielokrotnej mej drogi z pracy do domu wynikało bowiem, że Pan z Wózkiem zwiózł w miedzyczasie naszego wspólnego pomieszkiwania w jednym bloku do swojego mieszkania kubaturę odpadków cywilizacyjnych dającą sie zawrzeć w płaskowyżu Dekan. Wraz z wszystkimi zamieszkująjącymi ten obszar Hindusami.
-No cóż, są na świecie rzeczy, o których sie nie śniło Euklidesowi. -mój przyjazny uśmiech chyba przełamał lody typowego sąsiedztwa, gdyż Pan z Wózkiem chwycił mnie z nagła za rękę, przycisnął do swej piersi i wyznał:
-Muszę panu coś wyznać!
Bardziej odsunać się już nie mogłem. Kąt windy tuż obok klawiszy nie jest zbyt obszerny. Sąsiada lubiłem, ale tak raczej na zasadzie skojarzenia z sikorkami na parapecie zimą. Przyjemnie popatrzeć, a parapet wciąż niezasrany.
-Wciśnie pan parter? - zapytał nieśmiało.
To nie był zły sasiad. Wcisnąłem.
-Dziękuję. Żyję, jak pan zapewne wie, samotnie. I brakuje mi osoby, z którą mógłbym się pożegnać.
-Pan gdzieś wyjeżdża? -zapytałem zaskoczony, gdyż od siedmiu lat przyzwyczaiłem sie do stałych zwyczajów Pana z Wózkiem, a często nawet będac na wakacjach odruchowo myślałem o nim o ustalonych porach.
-To krótka historia, ale sam nie wiem, czy ma pan tyle czasu. Pan przeważnie na siódme.
Przeważnie! Jeśli on to zauważył, to pewnie lada moment zauważy ktoś inny... Może nawet żona. A może ja lubię wysiadać na siódmym? Może nie ma to nic wspólnego z panią Moniką? I jej biodrom jak wiolonczela Amatich. I jej... Nie, to nie ma nic z tym wspólnego!
-Lubię mieć trochę ruchu po pracy, pan rozumie, osiem godzin na krześle... -byłem zażenowany, ale starałem się, by było to nieprzesadne.
-Rozumiem! Przepraszam, ale tak rzadko z kimkolwiek rozmawiam, że sam nie wiem, co mam rozumieć, a co nie. - nie żenował się, raczej z solidarności męsko-męskiej, niż z własnej potrzeby.
-Ależ proszę bardzo. Na dziewiąte?
-Prosiłbym...
W okolicach drugiego piętra sąsiad zaczął.
-Wyrastałem w biednym domu. Moja mamusia miała tylko mnie, jedynego, a na domiar nieślubnego. Jak się po latach domyśliłem, tatusia nie miałem. To był czas już nowoczesnych imprez integracyjnych, a jednak wciąż podtrzymywanych wódką z czerwoną kartką.
Mamusia była księgową. Od dziecka jedynymi przyrządami mechanicznymi w domu, tak pociągającymi mężczyzn płci męskiej, prócz pralki "Frania", były - maszyna arytmetyczna z korbką, oraz dziurkacz żeliwny.
Kalkulator nie pociągał mnie. Poznawszy zasady jego działania z rozczarowaniem stwierdziłem, że 2+2 za każdym razem równa się 4. Będąc dzieckiem ubogim po rodzicach, aczkolwiek rozwinietym (z tej samej strony) zdecydowałem, że 2+2=4 nie będzie stranowić o moim życiu.
Dziurkacz był o wiele ciekawszy. Dziurki co prawda miały stałą średnicę, za to przy odrobinie dobrej woli (oraz dzięki napojom alkoholowym, gdyż w międzyczasie dorosłem), stawały się coraz to bardziej nieprzewidywalne, a co za tym idzie, ciekawsze. Postanowiłem więc poświęcić się tej dziedzinie. Pokochałem ją, zwłaszcza, że z czasem zacząłem osiągać zadziwiające rezultaty w tej sferze. Już w wieku 18 lat byłem ekspertem, którego koncerny serowarskie błagały o pozytywną recenzję ich serów, a zwłaszcza najbardziej cennych ubytków w ich serach, a Akademia Nauk ZSRR prosiła o komentarz na temat przestrzeni między oficjalnymi danymi, a wynikami badań jej co bardziej niepokornych akademików. Konwicki pisząc "Dziurę w niebie" osobiście czytał mi świeżo napisane fragmenty. Nurkowałem z Cousteau, z Hawkingiem rozstrzygnęliśmy wyścig na wózkach (widzi pan te wgiecia na ramie? Zepchnął mnie do rowu pod Bełchatowem, twardy zawodnik!). Aż po tak wielu latach zajmowaniem się teorii dziur, zdecydowałem się swoje domysły sprawdzić empirycznie.
-A miał pan jakieś rezultaty? Empiryczne mam na myśli - spytałem, jak to się mówi, "dla podtrzymania razgawora".
Zmieszał się chyba. Bo, choć o tym nie wspomniałem, z wygladu był człowiekiem skromnym i pozbawionym egocentryzmu.
-Miałem. A nawet wciąż mam. Możemy na górę?
Teraz już zaciekawiony wcisnąłem przycisk na panelu windy.
-To całkiem świeża sprawa, eksperymentuję nad nią od najwyżej siedmiu lat. Stworzyłem dziurę w czasoprzestrzeni.
Jako, że interlokutor zdążył mnie już zafascynować, nie zdziwiłem się. Ale lekki niepokój pozostał.
-Czarną? -zapytałem z niepokojem.
-Nie, jak pan widzi- zademonstrował wyciągając ze spodni kieszeń z imponująca dziurą wewnątrz - raczej szarą. No, szaroburą, sam pan rozumie, swoje lata już ma, a łatwiej mi umieścic pralkę w dziurze, niż na odwrót.
Wyglądał na lekko zawstydzonego, więc pośpiesznie zapewniłem go o swym zrozumieniu. Z wyglądu tak dziury, jak i spodni, tudzież wytartego paletka wyraźnie było widać, że Pana z Dziurą nie stać na cotygodniowy zakup nowej pralki.
-I do czego ten wynalazek może służyć? - zapytałem, już całkowicie zafascynowany Panem z Wózkiem, a właściwie z Dziurą.
-No jak to? - Pan z Dziurą lekko pokiwał głowa nad moją miedomyślnością. - Sam pan wie, jakie ilości śmieci wytwarza nasza cywilizacja! Gigametry kwadratowe! Więc ja, w miarę swych sił staram sie je utylizować. Czyli prościej, upychać w swojej dziurze. Ze świata codziennie znika nieco śmieci, choć powiem panu, że moja wydajność oczyszczająca w stosunku do chęci samozagłądy świata jest dalece niewydajna... Ale staram się. - tu znów sie uśmiechnął, patrząc, teraz już wiem, na swoją dziurę w kieszeni, a nie w podłogę windy. -Można jeszcze na parter?
Wcisnąłem przycisk na panelu windy. Do głowy cisnęły mi się tysiące myśli.
-To wspaniałe, co pan robi! Szkoda, że nie opowiedział mi pan o tym wcześniej! Miałem mnóstwo butelek, plastiku, oraz inne niebiodegradawalne odpadki!
-Pana śmieci, pan wybaczy, też podbierałem. A dziś chciałem się po prostu pożegnać.
-Ależ! Pan gdzieś wyjeżdza?
Nieco skrępowany zadreptał w miejscu.
-Dzielnicowy ostatnio pytał o moją żonę. Sam pan rozumie, tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Pewnie będę ją musiał poprosić o wyjaśnienia na piśmie dla władzy... A panu serdecznie dziekuję za rozmowę, dobrze się wreszcie komuś wygadać...
Wykonałem minę rozumiejącego faceta. A sąsiad wyjął z kieszeni dziurę, i ze słowami "Pan wybaczy, ja po żonę spadam" wszedł w nią. I spadł.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Wcisnąłem siódme.
Muszę sie odstresować. Nasza cywilizacja niestety nie potrafi odróżnić pereł od karmy dla wieprzy. A przecież w internecie jest tyle stron o skarmianiu nierogacizny...
Na wszelki wypadek płacę od pół roku czynsz sąsiada. W końcu tak niewiele osób chce z nami szczerze porozmawiać...
====================================================
Krótki wiersz (dwujęzyczny) na piątkowy wieczór ;)
Zdejmij stanik
and don't panic.
====================================================
Coś na ząb (impresja poranna znad szczątków)
Jak to jest,
że gryzie pies
wszystko, tak jak leci.
Co spod psów wystaje,
spokoju nie daje.
Trzeba gryźć! Jak dzieci...
Pan jak na złość gumową kość
rzucił, by szkód uniknąć.
Dywan, no cóż, jest w strzępach już,
więc trzeba kość, niesmaczną dość...
Bo Panu będzie przykro...
I tylko obrus jeszcze,
bo prawie jest na ziemi.
A stary kapeć pieści
cudownie podniebienie.
Pan jeszcze śpi, cichutko więc,
nie trzeba mu przeszkadzać.
...gumowa kość, wymyślił ktoś...
Może tę książkę od sąsiada?
A potem kilka gniewnych słów,
rulon z gazety, kąt.
Warto chyba było.
...I będzie też miło
jutro znów wziąć
coś na ząb.
=========================================
Ułamek z liczby, czyli piszemy z Młodym.
Młody dostał zadanie z matmy. Filologiczne... Napisaliśmy wspólnie, bo chyba pani nauczycielka przecenia możliwości 11 -latka. Temat zadania: napisz wierszyk o obliczaniu ułamka z liczby. Młody mi wytłumaczył, co to jest ten ułamek, to nawet zabawne.
P.S.: Wierszyk Młodego był może nawet lepszy, ale to nie jego blog!
Niekiedy głowa wpada w zamęt.
Lecz po co płacze oraz lament?
Oto jest wytrych do wiedzy zamku,
czyli twa ściąga do ułamków.
Ja ci opowiem, a ty ćwicz, by
obliczyć szybko ułamek z liczby.
Otóż, bierzemy jakieś działanie,
z pozoru trudne niesłychanie.
I dam tu przykład takiego questu:
czym cztery piąte są z dwudziestu?
Z pozoru trudne, lecz już widzicie,
mianownik z dołu, licznik na szczycie,
by się nie wpędzić w dom bez klamek,
prędko mnóż liczbę przez ułamek.
Od razu stało się już jaśniej,
bo w mianowniku piątka właśnie,
co równo się w dwudziestce mieści
i cztery razy jest w jej treści.
A więc kolego, koniec spania,
szybko zabieraj się do skracania!
Już nastąpiła chwila miła -
dwudziestka w czwórkę się zmieniła,
w jedynkę piątka, prosta rzecz,
i cały kłopot poszedł precz.
Piękny to widok oraz szczery,
mnóż cztery pierwsze razy cztery,
aby po chwili mieć wynik właśnie:
te cztery piąte to jest szesnaście!
Aby nie plątać się w wynikach
dąż do wspólnego mianownika.
A może teraz mi powiecie
ile z piętnastu jest dwie trzecie?...
===========================================
CUKRÁŘSKÁ BOSSANOVA
Jaromir Nohavica
(tłumaczenie własne Haca)
Mój kumpel
rankiem ciastek je dla siedmiu gąb
a kiedy już je przełknie
myśli o repecie
zje ją z ochotką
Bo mówi
że dobrego nie zaboli ząb
bo to tak pięknie
chodzić po świecie
i mieć
w ustach słodko
Sława,
cukier i kawa
i pół litra becherówki
Rata, rata, rata,
znowu strata,
i znowu dług na cztery stówki.
Wszyscy cukiernicy w całym kraju
tylko dla niego ciastka wypiekają
A on im się odwdzięcza w pieśni słowem
śpiewając tę słodziutką bossanovę.
Mój kumpel Karel
z czarnego bzu uwielbia sok
i mówi, że jest jak marzenie,
glukozowy wyborowy odjazdowy
Lecz powiem wam:
patrzcie, jak mu rośnie
krągłość, jakby w ciąży chodził rok,
a ja mam zmartwienie,
że się zmienia w piłkę
i ktoś go kiedyś kopnie przez pomyłkę
A ja zostanę sam,
zupełnie sam...
Sława...
Mój kumpel Karel Plihal
Już od dawna swych nie widział stóp
Figura dosłownie
powierzchnią powala,
portki na trzy ary
Ale mówi:
węglowodan nie oznacza grób
ma w brzuchu kotłownię
w której to się spala,
ja to pochwalam, innych powala
A on je bon pari....
Sława...
==========================================
...
Miłość nie wybacza.
Zapamięta, przypomni,
przepłacze.
Miłość nie zapomina.
poklepie, zagłaszcze,
i dobrą do złej zrobi minę.
A potem znów płakać będzie,
aż do suchych powiek.
Jest miłością jedynie.
Bo miłość to kobieta.
To mężczyzna.
To człowiek.
==========================================
Gdzie jesteś Wiosno?!
Gdzie jesteś, Wiosno, i czemu
rzuciłaś mnie tak nagle?
Chciałbym to wiedzieć, po prostu,
zanim mnie wezmą diabli.
Być może już do Lata pędzisz
i tak się zapomniałaś w biegu?
Byś była bliżej choć o piędzi
wysikam imię Twe na śniegu... ;)
===========================================
Przychodzi baba do lekarza...
Pan kotek był chory
i leżał w łóżeczku,
i przyszedł pan Doktór...
Teraz z innej beczki -
Pani Zima była
już lekko zmęczona.
Coś ją łamie, dusi,
czuje, że już kona.
Minał marzec przecież
i kwiecień już mija.
A tu pustka w łonie,
co kąsa jak żmija...
Poszła do lekarza,
w ramach NFZetu.
Pan doktor ją zbadał:
"Jest OK, kobieto.
Oziebłość masz w normie,
jajeczka też były.
Może przyjdź za miesiąc".
Ponad jej to siły...
"Lecz panie doktorze,
tak nieśmiało spytam,
w końcu przeciez jestem
zwyczajna kobita...
Kwiecień już w połowie,
a we mnie ta troska:
już o dobry miesiąc
spóźnia mi sie wiosna..."
=======================================
Marsz postępu
Plujmy na groby, łammy krzyże,
lejmy na znicze, Biblie palmy.
Białe nazwijmy czarnym, a
Czarnych po pyskach walmy!
Niech sobie szczeka ciemny lud,
kaganiec się na niego znajdzie,
zmyjemy przeszłych wieków brud,
zatęchły w patriotów bajdzie.
Tęczą rozbite błysną łby
czarnosecinnych homofobów,
nowej przyszłości idą dni,
dni zaorania grobów.
Nastanie piękny, nowy czas,
zmieciemy przeszłość między bajki.
Już wiedzie ku przyszłości nas
Nike obuta w nowe najki.
Nikt nam nie zrobi nic,
bo z nami nowy Śmigły-Rydz!
Choć z wrzodu ścieka mętna ropa,
nikt nam nie zrobi nic,
każde nam kłamstwo ujdzie i pic.
Za nami Europa!
============================================
napisane od stycznia do 28.06.2013r.
...
Mózg leży na chodniku.
Pewnie w wypadku wyniku.
Zużyty nieco,
fałda na fałdzie.
Ciekawe,
kto go znajdzie...
Mózg leży na chodniku.
Sam jeden, uwagę więc przykuł.
Babcia stanęła, na grypę chora,
szukała kalafiora.
Ale że była weganką,
cynk tylko dała koleżankom.
Przyszły, zrobione na bóstwo.
"Eeee. To jest chyba lustro!
Musimy iść do SPA,
coś w końcu zmarszczkom
radę da!"
Wracali z nocnej wycieczki
Litwini... Nie, to z innej beczki...
Blokersi wracali z imprezy.
Więc chował się kto w Boga wierzy.
Spojrzeli. Mózg.
No cóż. Byli już po wieczerzy.
Na koniec, już nie w porę
Studentki pod parasolem
na mózg spojrzały, zachichotały.
"Gdyby miał resztę,
wart byłby zgrzeszeń,
a tak, to tylko ma morał"
I morał stanął nad mózgiem.
"Po cóż me wnioski próżne.
Mózg, i to nie pierwszej świeżości.
Pewnie rzucony w złości.
Premier w Warszawie, w robocie."
A mózg na ulicy, w Sopocie...
================================================
Optymizmu szczypta
Ponad wzgórzami zapada noc.
Otwarte oczy i ciepły koc.
Księżyc rozparty na z mgły pościeli
świeci mi w okno. Tylko w pysk strzelić!
Bo on wciąż patrzy jak głodny kot.
I zamiast wiersza wychodzi gniot...
Więc, gdy nie mogę zasnąć i pośnić,
liczę radości.
Mogło się nie przydarzyć w życiu.
A jednak się przydarzyło.
Normalna praca, normalne dziecko,
normalna miłość
Mogło być gorzej, a jest chyba lepiej.
Coś z Tamtej Strony w ramię mnie klepie.
Mogło nie wyjść, a przecież wyszło.
A na dodatek,
jeszcze będzie
piękna przyszłość.
===============================================
Mury runą?
Tak zastanawiam się i myślę,
oraz zachodzę w głowę,
po co, gdy już runęły mury,
postawiliśmy nowe.
Dlaczego tą najtrwalszą
zasadą, jak świat światem:
"Nie będzie Polakowi
ten inny Polak bratem."
Dlaczego tak już mamy
i z jakiej to przyczyny,
że burząc budujemy,
stawiajac zaś niszczymy...
===========================================================
Człowiek z Dziurą (ekologiczną)
z cyklu: "Spotkania z ciekawymi ludźmi." (1)
Często parkujac samochód pod swoim blokiem widziałem jednego ze swych sąsiadów. Zazwyczaj ciągnął za sobą dwukołowy wózek, wypełniony rozmaitym śmieciem. Pustymi butelkami, kartonami, gazetami, plastikiem, chińskimi butami z bardzo sztucznej skóry, monitorami i telewizorami, a raz nawet konsolami do gier pewnej firmy z Bardzo Dalekiego Wschodu. Spotykaliśmy się przy windzie, gdzie z racji starszeństwa puszczałem go przodem wraz z wózkiem, by następnie wtulić się w pozostały skrawek windy (za to z dostepem do klawiszy). Pan zawsze grzecznie odpowiadał na moje "dzień dobry", ładunek z racji małobiologicznego pochodzenia raczej nie trącił, a karaluchy, tak zazwyczaj chętne towarzyszeniu ludziom z podobnymi upodobaniami z upodobaniem omijały nasz blok, więc z czasem nawet polubiłem Pana z Wózkiem.
Nosił starannie utrzymany sarmacki wąs, przy rytualnym "dzień dobry" uśmiechał się nieśmiało, patrzac gdzieś w dal niedosiężną, choć jednak ograniczona szybem windy. Wózek zaopatrzył w odboje ze starych opon, by nie obijać postronnych użytkowników swego otoczenia twardymi kantami. Słowem - ideał lekko zdziwaczałego sąsiada.
We wtorek (a może to było w środę, nie pamietam, bo wracałem około południa z pracy, niedospany z brakiem nadziei na niedopicie), sąsiad tuż po sakramentalnym "na dziewiąte proszę", zagadał.
-Pan się pewno dziwi?
-A czemu? - spytałem zdziwiony.
-No, że ja, z tym wózkiem, codziennie w windzie...
Zaprzeczyłem grzecznie. Zdziwiony bowiem byłem. Z moich obliczeń, poczynionych mimochodem podczas wielokrotnej mej drogi z pracy do domu wynikało bowiem, że Pan z Wózkiem zwiózł w miedzyczasie naszego wspólnego pomieszkiwania w jednym bloku do swojego mieszkania kubaturę odpadków cywilizacyjnych dającą sie zawrzeć w płaskowyżu Dekan. Wraz z wszystkimi zamieszkująjącymi ten obszar Hindusami.
-No cóż, są na świecie rzeczy, o których sie nie śniło Euklidesowi. -mój przyjazny uśmiech chyba przełamał lody typowego sąsiedztwa, gdyż Pan z Wózkiem chwycił mnie z nagła za rękę, przycisnął do swej piersi i wyznał:
-Muszę panu coś wyznać!
Bardziej odsunać się już nie mogłem. Kąt windy tuż obok klawiszy nie jest zbyt obszerny. Sąsiada lubiłem, ale tak raczej na zasadzie skojarzenia z sikorkami na parapecie zimą. Przyjemnie popatrzeć, a parapet wciąż niezasrany.
-Wciśnie pan parter? - zapytał nieśmiało.
To nie był zły sasiad. Wcisnąłem.
-Dziękuję. Żyję, jak pan zapewne wie, samotnie. I brakuje mi osoby, z którą mógłbym się pożegnać.
-Pan gdzieś wyjeżdża? -zapytałem zaskoczony, gdyż od siedmiu lat przyzwyczaiłem sie do stałych zwyczajów Pana z Wózkiem, a często nawet będac na wakacjach odruchowo myślałem o nim o ustalonych porach.
-To krótka historia, ale sam nie wiem, czy ma pan tyle czasu. Pan przeważnie na siódme.
Przeważnie! Jeśli on to zauważył, to pewnie lada moment zauważy ktoś inny... Może nawet żona. A może ja lubię wysiadać na siódmym? Może nie ma to nic wspólnego z panią Moniką? I jej biodrom jak wiolonczela Amatich. I jej... Nie, to nie ma nic z tym wspólnego!
-Lubię mieć trochę ruchu po pracy, pan rozumie, osiem godzin na krześle... -byłem zażenowany, ale starałem się, by było to nieprzesadne.
-Rozumiem! Przepraszam, ale tak rzadko z kimkolwiek rozmawiam, że sam nie wiem, co mam rozumieć, a co nie. - nie żenował się, raczej z solidarności męsko-męskiej, niż z własnej potrzeby.
-Ależ proszę bardzo. Na dziewiąte?
-Prosiłbym...
W okolicach drugiego piętra sąsiad zaczął.
-Wyrastałem w biednym domu. Moja mamusia miała tylko mnie, jedynego, a na domiar nieślubnego. Jak się po latach domyśliłem, tatusia nie miałem. To był czas już nowoczesnych imprez integracyjnych, a jednak wciąż podtrzymywanych wódką z czerwoną kartką.
Mamusia była księgową. Od dziecka jedynymi przyrządami mechanicznymi w domu, tak pociągającymi mężczyzn płci męskiej, prócz pralki "Frania", były - maszyna arytmetyczna z korbką, oraz dziurkacz żeliwny.
Kalkulator nie pociągał mnie. Poznawszy zasady jego działania z rozczarowaniem stwierdziłem, że 2+2 za każdym razem równa się 4. Będąc dzieckiem ubogim po rodzicach, aczkolwiek rozwinietym (z tej samej strony) zdecydowałem, że 2+2=4 nie będzie stranowić o moim życiu.
Dziurkacz był o wiele ciekawszy. Dziurki co prawda miały stałą średnicę, za to przy odrobinie dobrej woli (oraz dzięki napojom alkoholowym, gdyż w międzyczasie dorosłem), stawały się coraz to bardziej nieprzewidywalne, a co za tym idzie, ciekawsze. Postanowiłem więc poświęcić się tej dziedzinie. Pokochałem ją, zwłaszcza, że z czasem zacząłem osiągać zadziwiające rezultaty w tej sferze. Już w wieku 18 lat byłem ekspertem, którego koncerny serowarskie błagały o pozytywną recenzję ich serów, a zwłaszcza najbardziej cennych ubytków w ich serach, a Akademia Nauk ZSRR prosiła o komentarz na temat przestrzeni między oficjalnymi danymi, a wynikami badań jej co bardziej niepokornych akademików. Konwicki pisząc "Dziurę w niebie" osobiście czytał mi świeżo napisane fragmenty. Nurkowałem z Cousteau, z Hawkingiem rozstrzygnęliśmy wyścig na wózkach (widzi pan te wgiecia na ramie? Zepchnął mnie do rowu pod Bełchatowem, twardy zawodnik!). Aż po tak wielu latach zajmowaniem się teorii dziur, zdecydowałem się swoje domysły sprawdzić empirycznie.
-A miał pan jakieś rezultaty? Empiryczne mam na myśli - spytałem, jak to się mówi, "dla podtrzymania razgawora".
Zmieszał się chyba. Bo, choć o tym nie wspomniałem, z wygladu był człowiekiem skromnym i pozbawionym egocentryzmu.
-Miałem. A nawet wciąż mam. Możemy na górę?
Teraz już zaciekawiony wcisnąłem przycisk na panelu windy.
-To całkiem świeża sprawa, eksperymentuję nad nią od najwyżej siedmiu lat. Stworzyłem dziurę w czasoprzestrzeni.
Jako, że interlokutor zdążył mnie już zafascynować, nie zdziwiłem się. Ale lekki niepokój pozostał.
-Czarną? -zapytałem z niepokojem.
-Nie, jak pan widzi- zademonstrował wyciągając ze spodni kieszeń z imponująca dziurą wewnątrz - raczej szarą. No, szaroburą, sam pan rozumie, swoje lata już ma, a łatwiej mi umieścic pralkę w dziurze, niż na odwrót.
Wyglądał na lekko zawstydzonego, więc pośpiesznie zapewniłem go o swym zrozumieniu. Z wyglądu tak dziury, jak i spodni, tudzież wytartego paletka wyraźnie było widać, że Pana z Dziurą nie stać na cotygodniowy zakup nowej pralki.
-I do czego ten wynalazek może służyć? - zapytałem, już całkowicie zafascynowany Panem z Wózkiem, a właściwie z Dziurą.
-No jak to? - Pan z Dziurą lekko pokiwał głowa nad moją miedomyślnością. - Sam pan wie, jakie ilości śmieci wytwarza nasza cywilizacja! Gigametry kwadratowe! Więc ja, w miarę swych sił staram sie je utylizować. Czyli prościej, upychać w swojej dziurze. Ze świata codziennie znika nieco śmieci, choć powiem panu, że moja wydajność oczyszczająca w stosunku do chęci samozagłądy świata jest dalece niewydajna... Ale staram się. - tu znów sie uśmiechnął, patrząc, teraz już wiem, na swoją dziurę w kieszeni, a nie w podłogę windy. -Można jeszcze na parter?
Wcisnąłem przycisk na panelu windy. Do głowy cisnęły mi się tysiące myśli.
-To wspaniałe, co pan robi! Szkoda, że nie opowiedział mi pan o tym wcześniej! Miałem mnóstwo butelek, plastiku, oraz inne niebiodegradawalne odpadki!
-Pana śmieci, pan wybaczy, też podbierałem. A dziś chciałem się po prostu pożegnać.
-Ależ! Pan gdzieś wyjeżdza?
Nieco skrępowany zadreptał w miejscu.
-Dzielnicowy ostatnio pytał o moją żonę. Sam pan rozumie, tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Pewnie będę ją musiał poprosić o wyjaśnienia na piśmie dla władzy... A panu serdecznie dziekuję za rozmowę, dobrze się wreszcie komuś wygadać...
Wykonałem minę rozumiejącego faceta. A sąsiad wyjął z kieszeni dziurę, i ze słowami "Pan wybaczy, ja po żonę spadam" wszedł w nią. I spadł.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Wcisnąłem siódme.
Muszę sie odstresować. Nasza cywilizacja niestety nie potrafi odróżnić pereł od karmy dla wieprzy. A przecież w internecie jest tyle stron o skarmianiu nierogacizny...
Na wszelki wypadek płacę od pół roku czynsz sąsiada. W końcu tak niewiele osób chce z nami szczerze porozmawiać...
====================================================
Krótki wiersz (dwujęzyczny) na piątkowy wieczór ;)
Zdejmij stanik
and don't panic.
====================================================
Coś na ząb (impresja poranna znad szczątków)
Jak to jest,
że gryzie pies
wszystko, tak jak leci.
Co spod psów wystaje,
spokoju nie daje.
Trzeba gryźć! Jak dzieci...
Pan jak na złość gumową kość
rzucił, by szkód uniknąć.
Dywan, no cóż, jest w strzępach już,
więc trzeba kość, niesmaczną dość...
Bo Panu będzie przykro...
I tylko obrus jeszcze,
bo prawie jest na ziemi.
A stary kapeć pieści
cudownie podniebienie.
Pan jeszcze śpi, cichutko więc,
nie trzeba mu przeszkadzać.
...gumowa kość, wymyślił ktoś...
Może tę książkę od sąsiada?
A potem kilka gniewnych słów,
rulon z gazety, kąt.
Warto chyba było.
...I będzie też miło
jutro znów wziąć
coś na ząb.
=========================================
Ułamek z liczby, czyli piszemy z Młodym.
Młody dostał zadanie z matmy. Filologiczne... Napisaliśmy wspólnie, bo chyba pani nauczycielka przecenia możliwości 11 -latka. Temat zadania: napisz wierszyk o obliczaniu ułamka z liczby. Młody mi wytłumaczył, co to jest ten ułamek, to nawet zabawne.
P.S.: Wierszyk Młodego był może nawet lepszy, ale to nie jego blog!
Niekiedy głowa wpada w zamęt.
Lecz po co płacze oraz lament?
Oto jest wytrych do wiedzy zamku,
czyli twa ściąga do ułamków.
Ja ci opowiem, a ty ćwicz, by
obliczyć szybko ułamek z liczby.
Otóż, bierzemy jakieś działanie,
z pozoru trudne niesłychanie.
I dam tu przykład takiego questu:
czym cztery piąte są z dwudziestu?
Z pozoru trudne, lecz już widzicie,
mianownik z dołu, licznik na szczycie,
by się nie wpędzić w dom bez klamek,
prędko mnóż liczbę przez ułamek.
Od razu stało się już jaśniej,
bo w mianowniku piątka właśnie,
co równo się w dwudziestce mieści
i cztery razy jest w jej treści.
A więc kolego, koniec spania,
szybko zabieraj się do skracania!
Już nastąpiła chwila miła -
dwudziestka w czwórkę się zmieniła,
w jedynkę piątka, prosta rzecz,
i cały kłopot poszedł precz.
Piękny to widok oraz szczery,
mnóż cztery pierwsze razy cztery,
aby po chwili mieć wynik właśnie:
te cztery piąte to jest szesnaście!
Aby nie plątać się w wynikach
dąż do wspólnego mianownika.
A może teraz mi powiecie
ile z piętnastu jest dwie trzecie?...
===========================================
CUKRÁŘSKÁ BOSSANOVA
Jaromir Nohavica
(tłumaczenie własne Haca)
Mój kumpel
rankiem ciastek je dla siedmiu gąb
a kiedy już je przełknie
myśli o repecie
zje ją z ochotką
Bo mówi
że dobrego nie zaboli ząb
bo to tak pięknie
chodzić po świecie
i mieć
w ustach słodko
Sława,
cukier i kawa
i pół litra becherówki
Rata, rata, rata,
znowu strata,
i znowu dług na cztery stówki.
Wszyscy cukiernicy w całym kraju
tylko dla niego ciastka wypiekają
A on im się odwdzięcza w pieśni słowem
śpiewając tę słodziutką bossanovę.
Mój kumpel Karel
z czarnego bzu uwielbia sok
i mówi, że jest jak marzenie,
glukozowy wyborowy odjazdowy
Lecz powiem wam:
patrzcie, jak mu rośnie
krągłość, jakby w ciąży chodził rok,
a ja mam zmartwienie,
że się zmienia w piłkę
i ktoś go kiedyś kopnie przez pomyłkę
A ja zostanę sam,
zupełnie sam...
Sława...
Mój kumpel Karel Plihal
Już od dawna swych nie widział stóp
Figura dosłownie
powierzchnią powala,
portki na trzy ary
Ale mówi:
węglowodan nie oznacza grób
ma w brzuchu kotłownię
w której to się spala,
ja to pochwalam, innych powala
A on je bon pari....
Sława...
==========================================
...
Miłość nie wybacza.
Zapamięta, przypomni,
przepłacze.
Miłość nie zapomina.
poklepie, zagłaszcze,
i dobrą do złej zrobi minę.
A potem znów płakać będzie,
aż do suchych powiek.
Jest miłością jedynie.
Bo miłość to kobieta.
To mężczyzna.
To człowiek.
==========================================
Gdzie jesteś Wiosno?!
Gdzie jesteś, Wiosno, i czemu
rzuciłaś mnie tak nagle?
Chciałbym to wiedzieć, po prostu,
zanim mnie wezmą diabli.
Być może już do Lata pędzisz
i tak się zapomniałaś w biegu?
Byś była bliżej choć o piędzi
wysikam imię Twe na śniegu... ;)
===========================================
Przychodzi baba do lekarza...
Pan kotek był chory
i leżał w łóżeczku,
i przyszedł pan Doktór...
Teraz z innej beczki -
Pani Zima była
już lekko zmęczona.
Coś ją łamie, dusi,
czuje, że już kona.
Minał marzec przecież
i kwiecień już mija.
A tu pustka w łonie,
co kąsa jak żmija...
Poszła do lekarza,
w ramach NFZetu.
Pan doktor ją zbadał:
"Jest OK, kobieto.
Oziebłość masz w normie,
jajeczka też były.
Może przyjdź za miesiąc".
Ponad jej to siły...
"Lecz panie doktorze,
tak nieśmiało spytam,
w końcu przeciez jestem
zwyczajna kobita...
Kwiecień już w połowie,
a we mnie ta troska:
już o dobry miesiąc
spóźnia mi sie wiosna..."
=======================================
Marsz postępu
Plujmy na groby, łammy krzyże,
lejmy na znicze, Biblie palmy.
Białe nazwijmy czarnym, a
Czarnych po pyskach walmy!
Niech sobie szczeka ciemny lud,
kaganiec się na niego znajdzie,
zmyjemy przeszłych wieków brud,
zatęchły w patriotów bajdzie.
Tęczą rozbite błysną łby
czarnosecinnych homofobów,
nowej przyszłości idą dni,
dni zaorania grobów.
Nastanie piękny, nowy czas,
zmieciemy przeszłość między bajki.
Już wiedzie ku przyszłości nas
Nike obuta w nowe najki.
Nikt nam nie zrobi nic,
bo z nami nowy Śmigły-Rydz!
Choć z wrzodu ścieka mętna ropa,
nikt nam nie zrobi nic,
każde nam kłamstwo ujdzie i pic.
Za nami Europa!
============================================
napisane od stycznia do 28.06.2013r.
sobota, 9 listopada 2013
Niewielka kropelka
Niewielka
kropelka po twarzy się toczy.
Niewielka
kropelka, a serce też broczy.
Niewielkie
kropelki, wilgocią niewinne.
Kropelki niewielkie. A życie już inne...
sobota, 13 kwietnia 2013
Sowiecki człowiek żyje, czyli Czechow wiecznie żywy.

Zabawne, jak niewiele się zmieniło od
czasów tzw. "Komuny", skoro nie tylko ja bawiłem się świetnie podczas
próby generalnej sztuki Aleksandra Wampiłowa "Dwadzieścia minut z
aniołem" w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. To, że śmiali się
starsi, było dość zrozumiałe, świetny tekst i masa odniesień do młodości
przeżytej w tamtej rzeczywistości robią swoje. Ale śmiali się także
młodzi uczestnicy tej, nie zawaham się przed hiperbolą, uczty dla
przepony. Wawiłow zmarł młodo, więc młodym okiem zauważał absurdy świata
jakie go otaczały. Bo przecież nie świat zmienia ludzi, tylko ludzie
się zmieniają, by przetrwać w czasem bardzo nierzeczywistym świecie...
Tekst dwóch jednoaktówek jest diamentem
najczystszej wody, ale jedynie odpowiedni szlif uczyni z diamentu
brylant. Reżyser spektaklu Andrzej Bartnikowski chyba praktykował u
holenderskich szlifierzy diamentów, gdyż będąc częstym gościem w
olsztyńskim teatrze, po raz pierwszy w zasadzie nie mam sie do czego
przyczepić! Gdyby nie nieco zbyt głosny podkład muzyczny w niektórych
fragmentach sztuki, oraz lekka manieryczność Agnieszki Gizy w roli
lokatorki pokoju 210 (choć w zasadzie wcale nie rażąca, a zbyt
współczesna, co jako człowiekowi starej daty może jedynie za bardzo
przypominać jego wiek), mógłbym popaść w ekstazę, oraz w złudną wiarę,
że w polskim teatrze nie jest wcale tak źle.
Maciej Mydlak, ostatnio stale w
wyśmienitej formie - obie role to wyśmienicie zagrany koncert tego
aktora. Nie znam sie na teatrze, ale mam egoistyczną nadzieję że nie
zostanie zbyt wcześnie odkryty przez inne sceny, co dałoby mi
niewątpliwa przyjemność obcowania z jego kreacjami na deskach
olsztyńskiego Jaracza przez jeszcze długi czas.
Marcin Kiszluk, bardzo wiarygodny jako
człowiek prosty - wbrew pozorom, zagranie prostaczka to wielkie wyzwanie
dla intelektu! A on sobie świetnie z tym radzi.
Agnieszka Pawlak - to kolejna jej rola
która mnie zachwyciła. Poprzednio widziałem ją w "Rewizorze", gdzie
grała osobę o przynajmniej kilkanaście lat starszą niż w pierwszej z
opisywanych przeze mnie jednoaktówek, a co najmniej o pięć w drugiej z
nich, a zagrała je równie wiarygodnie. Niesamowite! Nie bede zaskoczony,
gdy na swoje osiemdziesiąte urodziny zagra Ofelię! Aż żałuję, że,
biorac pod uwagę statystykę, raczej tego nie zobaczę... ;)
Agnieszka Giza mnie nie zachwyciła, ale
raczej wpływ na to miała jej gra w początkowej części pierwszej
jednoaktówki. Może to trema, może niedoświadczenie, młodej jednak
aktorki, bo potem było już tylko lepiej. A mimo, że w końcówce miała juz
niewiele do zagrania, wypadła całkiem dobrze.
Grzegorz Gromek ... Właśnie tu można
rzeczywiście zrozumieć, czemu wielkim aktorem jest. W obu częściach
spektaklu zagrał, nie, BYŁ dwiema zupełnie różnymi od siebie postaciami.
I to tak wykreowanymi, że zawłaszczał scenę dla siebie. Dlatego
polecam, gdy pojawia się w tej sztuce Gromek, patrzeć tez na boki, bo
może państwu umknąć sporo innych pieknie zagranych postaci.
Wreszcie Cezary Ilczyna i Marian
Czarkowski. Nieco żałuję, że tekst sztuki nie dał więcej okazji
wykazania możliwości aktorskich tych panów. Rola Doktora Borysa jest
niewielka, tym bardziej nalezy docenić Cezarego Ilczynę, że nie odpuścił
jej sobie. Doktor jest jak najbardziej wiarygodny, zmęczony po dyżurze i
zmęczony swoim przyjacielem. Jeśli ktoś z was zna prywatnie lekarza, to
jest on właśnie taki, jak doktor Borys Ilczyny...
Przy ocenie ról Mariana Czarkowskiego
zawahałbym się. Gratuluję reżyserowi świetne wyrezyserowanie go w roli
radiowego sprawozdawcy sportowego! Tu aktor błyszczy, jest fenomenalny i
zgodnie z wymową sceny panuje nad nią niepodzielnie (mimo że
potencjometr radia dzieli jego wypowiedzi bez milosierdzia :P ).
Jednak w drugiej cześci spektaklu jako
Chomontow jest zbyt... No właśnie trudno mi określić zbyt "co". Bo jest i
wiarygodny, i naiwny , i czysty. Myślę, że autor sztuki w tym przypadku
za bardzo przywiązał się do dwóch innych bohaterów, zaś prosty przekaz
jaki ma do wypowiedzenia aktor grający Chomontowa, jest właśnie zbyt
prosty, zbyt oczywisty dla nas, ludzi żyjących w nieprostej
rzeczywistości. i tu miałbym w zasadzie jedyny zarzut do autora sztuki: deus ex machina
to bardzo delikatny mechanizm, nie wystarczy go stworzyć i umieścić w
akcji, trzeba też oliwić, konserwować i dać czas na zamortyzowanie się
;) Choć z drugiej strony postać ta, jak i postać Metrampaża są jedynie
kluczykami, jakimi autor otwiera puszki, jakimi są jego bohaterowie. Jak
najbardziej w barwnie krwistym томатном соусе.
Podziękowania dla reżysera spektaklu,
Andrzeja Bartnikowskiego. Wykorzystał bardzo pomysłowo ciekawą
scenografię Anny Męczyńskiej, co świadczyć o jego szacunku do innych
twórców. W tym aktorów. A im pozwolił grać. Myślę, że nie raz i nie dwa
utemperował rozszalałą twórczość tych ostatnich, dzieki czemu ostatni
stali sie pierwszymi. Dla mnie to jeden z nielicznych przykładów na to,
jak ważna jest równowaga między tekstem a aktorem, i jak wiele dla
zachowania tej równowagi może uczynić reżyser. Bartnikowskiemu to sie
udało. Przy okazji wydobył z tekstu i aktorów to, co zapewne autor
miałby na myśli, pisząc te teksty obecnie. Nie tylko teraz, ale i tu...
Nie napiszę, o czym opowiadają obie
jednoaktówki zawarte w tym spektaklu. W komedii zaskoczenie to podstawa.
Mogę jedynie Państwu zarekomendować ten spektakl, półtorej godziny
świetnej zabawy we wręcz porażająco świetnym towarzystwie fenomenalnych
aktorów. Jeśli będziecie państwo w Olsztynie, radzę zarezerwować
wcześniej bilety – warto!
(z e-teatr.pl:
Dwadzieścia minut z aniołem - Aleksander Wampiłow
tytuł realizacji: Dwadzieścia minut z aniołem
miejsce premiery: Teatr im. Stefana Jaracza
data premiery: 13-04-2013
reżyseria: Andrzej Bartnikowski
tłumaczenie: Grażyna Strumiłło-Miłosz
scenografia: Anna Męczyńska
opracowanie muzyczne: Andrzej Bartnikowski
Obsada:
- Przygoda z metrampażem
Wiktoria - Agnieszka Giza
Potapow - Marcin Kiszluk
Kałoszyn - Maciej Mydlak
Maryna - Agnieszka Pawlak
Kamajew - Grzegorz Gromek
Rukosujew - Cezary Ilczyna
- Dwadzieścia minut z aniołem
Chomątow - Marian Czarkowski
Anczugin - Marcin Kiszluk
Ugarow - Grzegorz Gromek
Bazilski - Maciej Mydlak
Faina - Agnieszka Pawlak )
czwartek, 24 stycznia 2013
"Pod Świerkiem"
Pijemy wódkę,
z gwinta, „Pod Świerkiem”.
Czas odrobinę się dłuży.
Życie za krótkie
choć na przepierkę,
więc lepiej oko przymrużyć.
Siedzę przy stole,
skanuję wokół,
choć jednym okiem na razie.
Chyba tak wolę.
Dla dwojga oczu
za dużo chyba wrażeń.
Knajpa „Pod Świerkiem”,
mecyje wielkie,
ot, kilka stołów i szynkwas.
A barman w ręku
ma brudną ścierkę.
Bo czysta, to już rarytas...
Łysawy facet
z wielkim kałdunem
na swój zasiłek rwie laski.
Choć nie ma pracy,
dobrze się czuje.
Od jutra ma wikt w Caritasie.
A obok student,
z politologii,
grzebie paluchem w portfelu.
Starczy na piwo.
Gorzej już było.
Gorzej już było dla wielu.
Knajpa „Pod Świerkiem”,
mecyje wielkie,
ot, kilka stołów i lustro.
A barman w ręku
ma brudną ścierkę.
Bo bez niej czułby się pusto...
Pijemy wódkę,
z gwinta, „Pod Świerkiem”.
Za kilka złotych od łebka.
To może smutne,
ale co więcej
może nas w życiu spotkać?
Siedzę przy stole,
Wiesiek już pod nim.
Takie są nasze rozrywki.
Chyba to wolę,
bo tak swobodniej
nad światem mi się myśli.
Knajpa „Pod Świerkiem”,
mecyje wielkie,
ot, kilka stołów i niebo.
A barman w ręku
ma brudną ścierkę.
Brudną jak nasza codzienność.
z gwinta, „Pod Świerkiem”.
Czas odrobinę się dłuży.
Życie za krótkie
choć na przepierkę,
więc lepiej oko przymrużyć.
Siedzę przy stole,
skanuję wokół,
choć jednym okiem na razie.
Chyba tak wolę.
Dla dwojga oczu
za dużo chyba wrażeń.
Knajpa „Pod Świerkiem”,
mecyje wielkie,
ot, kilka stołów i szynkwas.
A barman w ręku
ma brudną ścierkę.
Bo czysta, to już rarytas...
Łysawy facet
z wielkim kałdunem
na swój zasiłek rwie laski.
Choć nie ma pracy,
dobrze się czuje.
Od jutra ma wikt w Caritasie.
A obok student,
z politologii,
grzebie paluchem w portfelu.
Starczy na piwo.
Gorzej już było.
Gorzej już było dla wielu.
Knajpa „Pod Świerkiem”,
mecyje wielkie,
ot, kilka stołów i lustro.
A barman w ręku
ma brudną ścierkę.
Bo bez niej czułby się pusto...
Pijemy wódkę,
z gwinta, „Pod Świerkiem”.
Za kilka złotych od łebka.
To może smutne,
ale co więcej
może nas w życiu spotkać?
Siedzę przy stole,
Wiesiek już pod nim.
Takie są nasze rozrywki.
Chyba to wolę,
bo tak swobodniej
nad światem mi się myśli.
Knajpa „Pod Świerkiem”,
mecyje wielkie,
ot, kilka stołów i niebo.
A barman w ręku
ma brudną ścierkę.
Brudną jak nasza codzienność.
środa, 16 stycznia 2013
Polska kobieta
Nie wezmą jej krzykiem,
ni traumy wynikiem.
Nie pójdzie za Niemca,
choć wokół niej nędza.
Nakarmi, pokocha,
doceni i ziści.
Najlepsza w miłości.
I w nienawiści.
Polska kobieta.
Nie z soli, nie z roli,
nie z vinegretta.
Choć głowa ją boli...
Kobieta polska
w marmurach.
No...
Co poniektóra.
Jej czystość przeczysta
za tysiąc czterysta.
Utrzyma rodzinę,
a odpocznie krzynę.
Kaganek oświaty
dla dzieci poniesie.
I za to jej kwiaty
aż po życia jesień.
Polska kobieta.
W słońcach i cieniach
kocha swego faceta.
Choć to jej się zmienia...
Kobieta polska,
polska gwiazda.
Choć
nie każda.
I za to jej chwała,
(orderów nie miała).
Że gdy świat się pruje,
codzienność ceruje.
Śniadanie wykona
i łóżko pościele.
Tak wiele da ona.
...a my tak niewiele...
Polska kobieta.
W kilku słowach,
a to przecież powieść- rzeka.
A do tego rozwojowa.
Kobieta polska,
w marzeń chmurach.
Tylko która?..
ni traumy wynikiem.
Nie pójdzie za Niemca,
choć wokół niej nędza.
Nakarmi, pokocha,
doceni i ziści.
Najlepsza w miłości.
I w nienawiści.
Polska kobieta.
Nie z soli, nie z roli,
nie z vinegretta.
Choć głowa ją boli...
Kobieta polska
w marmurach.
No...
Co poniektóra.
Jej czystość przeczysta
za tysiąc czterysta.
Utrzyma rodzinę,
a odpocznie krzynę.
Kaganek oświaty
dla dzieci poniesie.
I za to jej kwiaty
aż po życia jesień.
Polska kobieta.
W słońcach i cieniach
kocha swego faceta.
Choć to jej się zmienia...
Kobieta polska,
polska gwiazda.
Choć
nie każda.
I za to jej chwała,
(orderów nie miała).
Że gdy świat się pruje,
codzienność ceruje.
Śniadanie wykona
i łóżko pościele.
Tak wiele da ona.
...a my tak niewiele...
Polska kobieta.
W kilku słowach,
a to przecież powieść- rzeka.
A do tego rozwojowa.
Kobieta polska,
w marzeń chmurach.
Tylko która?..
niedziela, 13 stycznia 2013
Zima?
sen zapadł cicho
nad brzozami w melancholiach
oddycha styczeń
anielskim włosem jak z cynfolii
nie ma zieleni
i to szybko się nie zmieni
a wokół
zima trwa
wokół biało
zasypało
zawieje
zamiecie
na świecie
szedł pan do pani
bo miał uczuć bukiet dla niej
nie odrzuciła
zaawansowana wiekiem bowiem była
czy coś to zmienia?
takie są ścieżki przeznaczenia
choć wokół
zima trwa
wokół biało
zasypało
zawieje
zamiecie
na świecie
I teraz żyją
pani z panem, a pan z panią
może to miłość
lub może inna życia całość
nie ma odwrotu
bo to błogi święty spokój
chociaż wokół
zima trwa
Wokół biało,
zasypało,
zawieje i zamiecie.
A co Wy tam wiecie...
nad brzozami w melancholiach
oddycha styczeń
anielskim włosem jak z cynfolii
nie ma zieleni
i to szybko się nie zmieni
a wokół
zima trwa
wokół biało
zasypało
zawieje
zamiecie
na świecie
szedł pan do pani
bo miał uczuć bukiet dla niej
nie odrzuciła
zaawansowana wiekiem bowiem była
czy coś to zmienia?
takie są ścieżki przeznaczenia
choć wokół
zima trwa
wokół biało
zasypało
zawieje
zamiecie
na świecie
I teraz żyją
pani z panem, a pan z panią
może to miłość
lub może inna życia całość
nie ma odwrotu
bo to błogi święty spokój
chociaż wokół
zima trwa
Wokół biało,
zasypało,
zawieje i zamiecie.
A co Wy tam wiecie...
sobota, 8 grudnia 2012
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Modlitwa warmińska
Nie mam już wiele czasu,
mam swoje przecież lata.
Gdy z czasem cicho zniknę,
cóż, mała w końcu strata.
Tylko zostawić sobie
małe conieco zechcę.
Interes jest uczciwy.
Tobie zostawiam resztę.
Bo po jeziorze
pod żaglem płyną łodzie.
To także jest zbyt mało,
ale tak piękne, Boże.
Zabierz mi resztę, proszę,
i zostaw mi te żagle.
Zostaw mi je na wieczność,
a resztę zabierz nagle.
Niewiele mi zostało
radości i cierpienia,
i Ty mi tego, proszę,
broń Boże, też nie zmieniaj.
Więc kiedy mnie ogarnie
jasność niebytu święta,
swojego ja dotrzymam,
o Twoim Ty pamiętaj.
Bo na błękicie
małych obłoczków chmara.
Na zawsze się o takie
dla mnie, błagam, postaraj.
Resztę mi zabierz, proszę,
tylko tych chmurek parę
pozostaw Panie Boże
jako dla mnie podarek.
mam swoje przecież lata.
Gdy z czasem cicho zniknę,
cóż, mała w końcu strata.
Tylko zostawić sobie
małe conieco zechcę.
Interes jest uczciwy.
Tobie zostawiam resztę.
Bo po jeziorze
pod żaglem płyną łodzie.
To także jest zbyt mało,
ale tak piękne, Boże.
Zabierz mi resztę, proszę,
i zostaw mi te żagle.
Zostaw mi je na wieczność,
a resztę zabierz nagle.
Niewiele mi zostało
radości i cierpienia,
i Ty mi tego, proszę,
broń Boże, też nie zmieniaj.
Więc kiedy mnie ogarnie
jasność niebytu święta,
swojego ja dotrzymam,
o Twoim Ty pamiętaj.
Bo na błękicie
małych obłoczków chmara.
Na zawsze się o takie
dla mnie, błagam, postaraj.
Resztę mi zabierz, proszę,
tylko tych chmurek parę
pozostaw Panie Boże
jako dla mnie podarek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
152 Pageviews
Mar. 01st - Apr. 01st