środa, 6 maja 2009

Stara wiara, nowa fala

Ominęła mnie wczoraj premiera pierwszego polskiego filmu fabularnego w SL. To znaczy, były już kręcone tu filmy, nawet ciekawe, ale były to typowe projekty artystyczne, a nie KINO.

Dlaczego mnie ominęła? Cóż, po okołofilmowym konflikcie, w wyniku którego stałem się w Piwnicy pod Aniołami infamisem i persona non grata nie mogłem ot, tak sobie tam pójść, by wysłuchiwać złośliwości pod moim adresem. Tzn. złośliwości to ja mogę wysłuchiwać skolko ugodno, ale akurat nie w tym przypadku. Nie czuję się niczemu winny. A że niewinni się nie tłumaczą, zostałem na czas premiery w domu. Jak donieśli mi życzliwi, oraz własna, prywatna SLowa żona, niewiele straciłem. Nasycenie avami każdego metra pikselowego jak zwykle odebrało cały urok imprezie, film się rwał, a widownia szeleściła papierkami. Doświadczona ekipa Piwnicy na szczęście przewidziała to, i po premierze udostępniła materiał filmowy na jutubie.

Część 1: "http://www.youtube.com/watch?v=YGm35RUBBJA"

Część 2: http://www.youtube.com/watch?v=rrDh0A6S3Fo

Czemu piszę "materiał filmowy"? No cóż, pewne osoby na pewno stwierdzą, że czepiam się przez zawiść, lecz prawdę mówiąc, ten projekt przez niemal kwartał był mi tak bliski że nie byłem w stanie ze spokojem i obiektywizmem oglądać przedstawionej prezentacji. Ja wiem, że "pierwsze koty za płoty", autorzy mieli setki pomysłów i niewiele miejsca w sieci, ale...

I tu zaczynają się te "ale". Pokazano nam cztery odrębne filmy, połączone ze sobą jedynie postaciami aktorów, bo nawet nie dekoracjami. Na początku, w ciekawej scenografii spod znaku Dudy Gracza zaserwowano nam wstęp, okraszony zaśpiewaną czysto piosenką "Kapturek'62", autorstwa Wasowskiego i Przybory. Wprost z tej idylli autor wrzucił nas w gotycki nastrój oldskulowego horroru. Facet o tępym wyrazie twarzy i z wyraźnie niesprawną bronią palną pląta się po lesie, a w tle Wolverine, zapewnie na urlopie od ratowania Ameryki, ratuje swój bilans żywieniowy. Owszem, jest nastrojowa muzyka, kamera jest świetnie prowadzona, tylko że... No właśnie, tylko że co? Że wilki żrą mięcho, co się pałęta po lesie po 22?? To wiedzą już przedszkolaki, więc jako wstęp do opowieści o Czerwonym Kapturku jakoś się mija z celem.

Zauważmy- minęły już niemal trzy minuty 14stominutowego filmu, a my jeszcze nie poznaliśmy Kapturka! Ale już się pojawia. Ufff... Zaczynamy (uwaga!) Czerwonego Kapturka! :) Bezpretensjonalna muzyka, tekst Brzechwy (może odrobinę za bardzo stylizowany przez Abelarda, ale w końcu to bajka dla dzieci) ciekawe ujęcia. Nie znam osobistych upodobań reżysera i autora zdjęć, ale wydaje mi się, że widzę w tym fascynację komiksem. Nie tym o Supermanie, lecz wyśmienicie rysowanym komiksie artystycznym. Kamera krąży nad aktorami, omiata dekoracje pod czasem zaskakującym kątem, widać dbałość tak o kostiumy jak i trzeci plan. Niestety, tu znów czeka na nas niespodzianka, bajka Brzechwy urywa się w kulminacyjnym momencie, a do głosu znów dochodzi wyobraźnia autora. Fantazja na temat brzucha wilka, zapełnionego Babcią, Kapturkiem, tym facetem od zepsutej strzelby jest jakąś postmodernistyczną paranoją. Zapewne bardzo ciekawą, jako odrębny film, lecz nijak się nie mającą do sielankowej bajki o dziewczynce z koszyczkiem. Ta część filmu, nie ukrywam, podobała mi się najbardziej, miała wyjątkowy nastrój. Tyle, że miała tyle wspólnego z wcześniejszym materiałem, co Wielki Testament Villona z przemówieniem Fidela... Jaś z Małgosią błąkający się po brzuchu Lewiatana to temat na odrębny, większy film. Podobnie jak motyw z lustrem, przewyborny, ale niczym nie umocowany w ramach filmu. I, jak słyszałem komentarze wielu widzów, całkowicie niezrozumiały. Bo w zasadzie, na podstawie czego mamy wnosić, że w duszy Kapturka siedzi drugie ego, płci męskiej, z bielmem na oczach? Ostrożnie z tym lustrem, niewłaściwie traktowane zwiastuje siedem lat nieszczęścia...

CZy można powiedzieć, że całą para poszła w gwizdek? Nie, na pewno nie! Myślę, że zgubny był pośpiech ekipy. Znalazł się tu materiał do co najmniej trzech ciekawych filmów. Poradzono sobie z montażem filmu, ale nie z koncepcją: co mianowicie chcemy wam pokazać? Horror? Bajkę? Film istruktażowy dla początkujących wilkołaków? To pozostawiono domyślności widza, chyba... Co do mnie - przeliczyli się. Wszak nie każdy jest geniuszem. Ja oglądałem miks, świeżo podany z shakera, podobnie strawny jak coctail waniliowy z sosem tabasco.

Większa część filmu jest zrobiona technicznie poprawnie, a niektóre elementy są wręcz doskonałe, ale to samo można powiedzieć o reklamie "Ziarenek smaku" lub czołówce do "Strażnika Teksasu". Żeby choć gołe baby były... Ładne to, ale wracać do tego nie zamierzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz