czwartek, 31 grudnia 2009

Chłopczyk z zapałkami

-Do diabła!
Mógł nie zakląć, mógł zwyczajnie poprosić kogoś o ogień. Ale sami rozumiecie, facet...

W oknach na pierwszym piętrze ciepło rozbłyskała chińska choinka.Tajwańskie żarówki leniwie oświetlały okno kuchni, bystre oko umiejscowione na drugim piętrze z miejsca rozpoznałoby bigos skwierczący wśród wątpliwego aromatu czosnku z Biedronki.
"Ach, to juz Nowy Rok!"- pomyślał agent 017, chowając w zanadrze kbk AK i naboje do bitej śmietany.
Ten rok należał do Agentów Ciemnej  Strony. Zwerbowali więcej idiotów, niż udało się zwerbować nam. Wygrali batalię o poprawność polityczną w publikatorach. Ha! Mało tego! Otruli przy pomocy Pedigree Pal Ulubienca Pierwszej Rodziny! I postarali się, by Kaszubi nie mieli ulubionych zwierząt domowych...
Pierwsza zapałka rozbłysła pośród ciemności i Kenney'ego G..
Kazdy rok przynosi ze soba smutek, chyba ze ma sie 19 lat.
Agent 017 nie miał.

...krew z szyi akwizytora Providence sączyła się leniwie. Ot, trup, jakich za mało.
Inspektor Gandziet zwrócił jednak uwagę na dwumilimetrowe wgłąbienie w puszystym śniegu. Z tryumfalnym "Nasi tu byli!" wydłubał zapałkę z dwumilimetrowego w srednicy wgłębienia w śniegu. Podniósł ja uwaznie, i obejrzał pod słońce. Po czym westchnął, i zwrócił się do nadkomisarza Maurera:
-Dupa tam, szefie... Ktoś se zwyczajnie nie pobzykał TEJ NOCY...
Nadinspektor lubieżnie przytulił świadka zbrodni, o 40 lat młodszą i o 60 tysięcy bogatsza we włosy Katarzynę K.
- Nie myślcie sobie, 017, te ujemne wskaźniki nie biorą się z supermarketów. Takie jest życie.
Kasiu! Pocałuj pana!

............................................................................

Pamiętajcie, zwłaszcza w nowy rok, piwo należy spożywać na początku. Mniej petów w śniegu i lżejszy kac.. .

niedziela, 27 grudnia 2009

Co robi nasz Bobik?

Znudzony Świętami miałem już popełnić dłuższy tekst, ale na szczęście trafiłem na już napisany, co zaoszczędziło mi pracy. Wesołego Alleluja.TUTAJ ->

piątek, 11 grudnia 2009

Bądź ksenofobem!

Dlaczego... To pewnie pytanie, które zaprzątnie  umysły kilku osób na co najmniej 3 minuty, a szkoda tych trzech minut spędzonych po mojemu, na jałowym myśleniu :) A warto jest jedynie po to, by nie poddawać się opiniom autorytetów, chyba warto uzmysłowić sobie swoje własne błędy samemu :)

wtorek, 8 grudnia 2009

Któreś tam intermedium

Zdecydowałem, stanowczo, zakończyć swe męki,
W kwestii niemożności w temacie piosenki...
Śpiewać nie mogę, sadyzmu we mnie brak.
Więc tylko napiszę tak:



Mnie czasem Pani brakuje, tak między wtorkiem a środą...
To chyba jest Pani wina, sorry, że słowa ubodą.
Bo tak mnie stale porzucać, zostawiać na własny sumpt?
W zasadzie jak Pani może? Mogę utracić grunt...

Ja wiem, że co sobotę, niewinną ma Pani twarz,
Lecz miedzy wtorkiem a środą ja zawsze tęsknię, że aż...
Być może to sentymenty, styczna do moll, a nie dur.
Lecz w końcu Pani to może... Cholera... Kurrrrrrr....

Ja bym Panią chciał codziennie, poza pracą, jasna rzecz!
(W pracy także bardzo chętnie, tak codziennie, lecz...)
Ja bym z Panią, przez rok cały, choćby przeszkadzało to.
Ja bym z Panią całe życie... A, telefon? Oooo.... :(

P.S.: dawno nie wtykałem kijka, ani TNT w mrowisko, wiec tak sobie :P Kliknij sobie, Dociekliwcze na tytuł posta...

środa, 2 grudnia 2009

Nowy post

Nie chce mi się pisać nowego posta. Myślę że nawet blogi gwiazd hip-hopu (czy jak to się teraz nazywa) są ciekawsze. I może nawet mądrzejsze. Mądrość nie była nigdy dla mnie wyzwaniem, podobnie jak Everest. Lęk wysokości, i tyle. Ale nie doczytałem obowiązków blogowicza, może mi wykasują konto, więc zapełniam błahymi literkami białą przestrzeń.
Zawsze chciałem być błaznem. Człowiekiem poza zasadami, uwolnionym od przymusu bycia miłym dla bycia. Nie udało mi się to, choć zająłem pewną pokrewną enklawę. "Ten grzeczny, złośliwy facet". Dobre i to.

środa, 11 listopada 2009

No, nareszcie...

Od kiedy tabloidy zamieściły moje zdjęcie i życiorys, nie miałem ani chwili spokoju... Może trzeba było nie przepuścić wiadomości, że jestem z Wrocławia? Beata wciąż przesyła mi przekaz na konto. Ale po co zadawałem się z Weroniką?! Szef mówi, że nie mają kasy na opłacenie ukraińskiej mafii... Może rzucą mnie do rozpracowania transplantologów, potrzebuję swojej głowy na własnym karku...

niedziela, 25 października 2009

Hacuś podbija Moskwę!


Wsiegda gotow! Dziś, zaledwie w 397 lat po wypędzeniu polskiej załogi Kremla, Hacuś, wraz ze swym przyjacielem kardynałem (to dość istotne, gdyż nastąpił akt kolejnej kontrreformacji), podbił Moskwę. Niby nic wielkiego, ale duma powinna napełnić Wasze serca, gdyż skromny, polski królik poważył się na to, czego nie dokonał Heinz Guderian. Dziś Moskwa, jutro ganze Welt. Polen mit Hacuś erwache! U siebie nie potrafimy się rządzić, może z resztą świata pójdzie nam lepiej!
P.S. : Ci co mają chęć wciąż podbijać świat z Hacusiem, przypominam - Hacuś zdobył Moskwę według kalendarza juliańskiego, Wy możecie to zrobić po gregoriańsku, 7-mego listopada. :) Świat należy do nas, szowiniści wsiech stran sajediniajties! :)
P.S.II: Nie wiem jak Hacuś, ale ja mam z tym pewien problem - lubię Rosjan, nie cierpię Rosji...

środa, 7 października 2009

Hau-hau, czyli sprechen - sprechen for animals

Obecnie opiekuję się psicą sąsiadów. Jest jak wiele suk - myśli tylko o prokreacji, nie kuma najprostszych komend i przyjemnie jest ją przytulić... I ma dziwną pasję, o drugiej w nocy wchodzi na komunikator wszystkich psów z okolicy. Kilka dni temu myślałem, że to czat ogólny, te wszystkie ujadania zlewały mi się w jedną melodię, nie odróżniałem ani tembru, ani melodii. Ale kilka dni bez sąsiada z jego kojącym "Kurwaaa, cicho, głupia suko!" wyostrzyły mi zmysły. Odróżniam już kierunki z których dobiega szczek, jego wysokość, a czasem nawet rasę. A po kilku spacerach wiem, dla których respondentów sunia jest zawsze "widoczna", a dla których na zawsze pozostanie "niedostępna". I chyba się jej nie dziwię, ten kurdupel zza sadu jest paskudny, ale cholernie inteligentny, i ma w sobie wiele czaru! :)

czwartek, 1 października 2009

Świętej pamięci. Kruchej pamięci...

Ubyła kolejna parafia naszej polskiej SLowej diecezji... Wiadomo, panta rei, ale jednak jakoś żal.
W Centrum Polska pojawiłem się chyba w moim pierwszym dniu w SL. A może był to dzień drugi? Policzmy- zarejestrowałem się, wylądowałem na wyspie tutorialowej, znudziłem się nią, wpisałem "Polska" w search - był Przekrój! Ale że nie prowadzili żadnej działalności, więc znów search. I tam radiowa "Trójka". Skoczyłem. Grało! Szklane akwarium z logo. I nic więcej. :D Lecz w dali zamajaczyła mi biało-czerwona. I to było to. Centrum Polska, sim Munck. Położenie dobre, choć ciasnota okrutna! Zmieścił się jeden budynek i mikrokuweta. Cóż, okolica ładna, po mostku można było się przejść do czynnego wówczas jeszcze kasyna i ludzie gadali tam w zrozumiałym narzeczu! Do siebie znaczy się gadali, gdyż jako osoba nieśmiała nie zdobywałem się na więcej niż "dzień dobry" (tu chciałbym serdecznie przeprosić, ten pierwszy Czesio w gesturkach był ode mnie!:P), ale przynajmniej wiedziałem o czym. To było to, kotwica do której można było wracać.
Potem wiele się zmieniło. Na lepsze, na gorsze. Jedne imiona pozostały mi w pamięci, inne umknęły. Sądzę, że większość polskich rezydentów SL przewinęło się przez CP. Pamiętam niektórych, niektórych wolałbym zapomnieć.
Samuel Becloud, Blanca, Serbitar, Lwiczka, Basia Boa, SQL, Iska, Monja, Beataa, Mikalunh, Selia, Druidamus, Lordzio, Morri, Irene, Mad, Przyszla i Vinsent... Dziesiątki innych, bywalców i przechodniów. Było, minęło, pozostawiło coś w pamięci.

P.S. Dopiero co pochowaliśmy w Piwnicy pod Aniołami Leona (piękny pogrzeb, też taki chcę!), a już wczorajszego wieczoru niemal zdobył tam tytuł "Chłopaka Idealnego". Takie są kobiety, "Good man is dead man"...

niedziela, 27 września 2009

Lato sie skończyło...

Nadszedł niespodziewany koniec lata. Niewidoczny w pewnym sensie, choć słonce ma już inny kolor, cienie padają pod innym kątem na żółknące liście, a ceny żywca nieubłaganie rosną. Leżałem dziś na łonie, przyrody zresztą. Zamiast samumu znad Sahary wiał ciepły wiatr od Morza Północnego. A mnie jakoś tej pustyni brakowało. Chyba idzie zima.

Palę kolejnego Route 66, i słucham:

Pustynny szlak, z Vegas do nikąd,
Najlepsze miejsce jakie znasz
Ekspres do kawy właśnie wysiadł
Tam, gdzie za zakrętem stoi knajpka ta.
Ja wołam Cię,
A Ty nie słyszysz...
Wzywam Cię...
Suchy wiatr przenika mnie swoim żarem,
Dziecko płacze i nie mogę spać.
Lecz oboje wiemy, że coś się zmienia.
Jest coraz bliżej, wyzwoli nas.

Ja wołam Cię,
A Ty nie słyszysz...
Wzywam Cię...


czwartek, 17 września 2009

Tym razem nic mojego, za to przynajmniej dobre...

Jonasz Kofta

Rzecz o myśleniu

Jest w naszym małym codziennym świecie
Bzdur wiele w prasie, sztuce, przemyśle
Można by tego uniknąć przecież
Wystarczy tylko chwilę pomyśleć
Długo myślałem w skupieniu
Na czole mi przybyło bruzd
Co nam przeszkadza w myśleniu?
Chyba najbardziej mózg

czwartek, 10 września 2009

...byle dzieci były zdrowe...

Z racji pochówku, tfu!, ślubu Naszego Byłego Premierciunia, rozpętała się ( no, odbyła)w Piwnicy ożywiona dyskusja, na chwytliwy temat: „On i ona, jego żona; czyli za starzy na grzech, za młodzi na sen”. Jak to przeważnie bywa, niczyj pogląd na różnicę wieku małżonków nie zdobył zdecydowanej przewagi. Kobiety były przeważnie na tak, bo to takie romantyczne, a faceci podzielili się według kryterium wiekowego. Tzn. ci starsi nie widzieli w tym nic zdrożnego, ci młodsi owszem. Pewnie z zazdrości, że im targetu ubywa na rzecz doświadczenia i pozycji.

Dyskusja zresztą mijała się z jakimkolwiek sensem, gdyż:
- kobieta zawsze wybierze partnera, który jej zapewni stabilność
- kobieta zawsze chętnie poszaleje z młodym macho, o ile nie będzie to kolidować z punktem poprzednim
- kobiety i tak nikt nigdy nie zrozumie.

Dla przypomnienia – klasyka kina światowego (wybór skrócony, jak zwykle nie chce mi się myśleć):

„Skłóceni z życiem” – Clark Gable – Marilyn Monroe – 25 lat różnicy wieku
„Casablanca” - Humphrey Bogart – Ingrid Bergman – 16 lat różnicy
“Błękitny Anioł” – Emil Jannings – Marlena Dietrich – 17 lat
“Lepiej być nie może” –Jack Nicholson- Helen Hunt - 26 lat, ale to marny argument, poczytajcie biografię Nicholsona! :D

Być może to kwestia gustu, ale mimo że lubię wielu homoseksualistów, to jednak sama myśl o fizycznej stronie ich związków jest dla mnie wysoce niemiła. Ale to kwestia indywidualnego wyboru, podobnie jak wiek partnera. A gdy do tego zaplącze się jeszcze miłość... Cóż, jeśli tak jest, to tylko gratulować i cieszyć się ich szczęściem :)

środa, 26 sierpnia 2009

Tenże Jaś z Małgosią po raz trzeci

Gdy świtu dłonie słońce podniosło
Zwlekła się z wyra landara stara,
I dla skazańców kręci powrósło,
Miast się (jak zwykle) kręcić przy garach:
„Podnieś już dupę, stary lebiego!
Dziś właśnie nadszedł dzień wyzwolenia,
Zabierzesz dzieci do lasu tego,
I w środku boru zrobisz w jelenia.
A gdy wieczorem do domu wrócisz,
Jeśli się sprawisz z tym jak należy,
Mam na potencję ostryg dwa łuty...
Tylko się pośpiesz, póki są świeże!”
Na takie dictum odpowiedź jedna,
Gdy z chucią dusza nikczemna walczy:
„No dobra, pójdę, jasna cholera...
...a tyle ostryg aby wystarczy?...”
Nie wie ni stary, ni jego stara
Że wszystko słyszą wredne bachory.
Chcąc na ostrygi wrócić do gara,
Już plan A gotów wjechać na tory:
„Słuchaj Małgosiu, dziewicza siostro,
Mam ja w zapasie kondomów masę.
Gdy ojciec w knieję popędzi ostro,
Przy ich pomocy zaznaczę trasę.”
Jakoż powiedział, tak też postąpił.
Gdy już cytryną były skrapiane,
I kiedy czas był napełniać wątpie,
Wpadł na ostrygi z Małgosią Janek...
Kurwów tam padło tysiąc bez mała,
Na głowę rodu nieudacznego,
I odmówiła macocha ciała...
Kazała lasu szukać głębszego...
Jaś już Małgosię pociesza żwawo
„Nie martw się głupia, to temat lekki
Jak zwykle w lesie pójdziemy trawą...
Wczesnoporonne mam tabletki,
Co piędź wyrzucę te dziwne środki,
I jak po nitce do domu wrócim!”
...Wdowa stawiała poczęciu płotki,
Albowiem z Jasia niezły kogucik...
I znowu świtem bieżą po kniei,
Mijając wzgórki, grzybki i wnyki.
Plan B jednakże im nie wystrzelił,
Gdyż pośród chaszczy żyły króliki...
Płodność królicza faktem jest znanym!
By przynieść ulgę swej kobiecości,
Zlizały panie królicze z trawy
Owego planu szkielet i kości.
Zachwiany został zwierzostan lasu
(gdyż także wilka ubił gajowy),
A w borze, który mrokiem się zasnuł
Ludzkie przybyły dwie osoby...

Już księżyc pełnią bór ciemny pasie,
Budzą meliny się oraz sowy,
A Jaś z Małgosią chyba mi zda się
Powrót do domu mają już z głowy...

A, nie wiem czy c.d.n., nudna ta bajka... :(

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Yep, we went twice...


Dlaczego zatytułowałem post nazwą obrazu Fernando Botero? Bo pasuje idealnie do podwójnego spotkania we Wrocławiu. Jest niejako symbolem naszego podwojonego życia, spędzanego w dwóch światach. Piliśmy realne piwo, w ilościach przysługujących posiadaczom więcej niż jednego życia, a niektórych dręczył też podwójny kac :) Dowiedzieliśmy się o sobie może niewiele, ale tajemnica jest o wiele ciekawsza i bardziej pociągająca. Z tego miejsca przepraszam Uzi za rozczarowanie, którego doznała niewątpliwie gdy bezwzględnie rozszyfrowałem (z Morrigan, niech cała wina nie spada na mnie!) tożsamość jej największej miłości SL, płci powiedzmy męskiej... Cóż, życie jest bezlitosne jak pracownik Urzędu Skarbowego... Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Stanowczo doradzam wszystkim takie luźne i niezobowiązujące spotkania w realu. Rozsądnym nie zakłócą bajkowego odbioru SL, a kretyni przynajmniej napiją się piwa w miłym towarzystwie.

Na koniec hołd dla wielkości talentu Botero, mało u nas znanego plastyka kolumbijskiego. Jego malarstwo potrafi przynieść prawdziwą ulgę dla skołatanej duszy i ciała. Zwłaszcza, gdy jest zawieszone nad sedesami, jak we wrocławskiej knajpie "Pod Złotym Jeleniem"... :P

sobota, 15 sierpnia 2009

Kolejne pieprzone intermedium

Grab już nie szumi
Swoimi liśćmi
Jak tydzień wcześniej,
TEN rzeczywistość
Radość mi stłumił,
Będzie codzienniej.
Żadnych euforii
I zastanowień
Nie będzie wcale.
Jedno spojrzenie,
Nic już nie zmienię.
Będzie tak dalej...
Skowronek głupi
Za moim oknem
Codzienność chwali.
I kuropatwy, sarna przy płocie,
I mgła w oddali
Może to lepiej,
Dostać jak w sklepie
Dno z paragonem.
Ale po sercu
Coś mnie tak klepie...
Ech... Tylko ono...

Brak mi snów, efemerycznych.
Brak mi dni, z Tobą lirycznych.
Zwyczajnych chwil, zwyczajnych takich...
Aby się skryć.
Nikt.
I nijaki.

Słonozielone
liście zmartwione
w upale stoją.
Wplatam się gęstwę
z całym nastrojem...
...cóż, lecz nie w Twoją...
Słup w polu stoi,
trochę nastroje
odoniryczni.
Więc na to czekam,
i brak pociechy...
Twojojęzycznej...

Brak mi dni, tych z matką głupich.
Po co mi sny... così fan tutte...
Powszechne tak życie z obłędem.
Wiem, co mam śnić.
Nic.
Więc odejdę.

środa, 12 sierpnia 2009

иванушка и маргаритка, второя часть

Teraz fanfary! Na scenę bowiem
Wchodzą już główni bohaterowie.
I z tej przyczyny zmienię szyk strofek
By móc opisać Jaśka i Gochę...

Były to dzieci grzeczne i miłe,
Rozumem biły inne na głowę,
I dla swych bliźnich przyjazne były,
Bo choć bliźnięta, to dwujajowe.
Jaś właśnie w Jana się przeistacza
Za sprawą wdowy po kolejarzu,
Małgosia wszakże jeszcze rozpacza,
Bo nie zdarzyło jej się ni razu.
Lecz genius loci ma ją w opiece,
Więc kiedy inne zwijają motki,
Gosia ma rekord w całym powiecie
W biegu na przełaj oraz opłotki.
Tai-chi, kickboxing, darcie za kłaki,
Wbijanie szpilek od zadniej strony,
Dar ma dziewczyna nie byle jaki,
Choć ubolewa względem swej błony.
Dziewoja hoża jest jednym słowem,
Chociaż jej bratu też nic nie braknie!
Wdowa mu stawia dania domowe
Za to, co stoi mu akuratnie...
Udane dzieci, przyszłość przed nimi,
Zaszczyty, premie, wczasy w Sopocie.
Ale macocha wciąż tylko grzmi im:
„W las was wyrzucić, i po kłopocie!”
A bory wokół gęste, ponure,
Jak obok Piły gdzieś nad Notecią.
Duszą swym mrokiem jak kat swym sznurem!
Nie polecamy tych lasów dzieciom!

c.d.n., a jakże! :P

niedziela, 9 sierpnia 2009

Hänsel und Gretel, teil eins :P

Niebo i pole,
Pole i chatka,
Zboże w stodole,
Niebo z bławatka,
Szmerek strumyczka,
Mostek nad rzeczką,
Innymi słowy
Zwykłe miasteczko.
Lub raczej wiocha,
Tyle że z rynkiem,
Na rynku ratusz
Z odbitym tynkiem,
Obok oberża
I kupa gnoju,
A na tej kupie
Zbój po rozboju.
Pionu nie trzyma,
Bo utarg dzienny
Szybko zamienił
W stan niskopienny.
Coś tam mamrocze
Że słuchać hadko:
Że gdzieś był z Jasiem
I z Małgorzatką,
Którzy mu losy swe wybajali...
Lecz nie napełni bajka tej sali,
Słowem nie wspomni bard, ni skaldowie...
Więc tę opowieść ja wam opowiem:

Było to dawno, chyba z rok cały,
Za siódmą górą, opodal skały,
Tej co posępnie nad rzeką zwisa,
Siódmą, a jakże, chyba to Kwisa...
Bóbr albo Noteć, albo Dunajec,
Ale ja za to nie oddam jajec!
Rzeka to rzeka, ciek wodny, znaczy...
ma mokrą wodę, faunę co kwacze,
trzciny, koryto oraz łożysko.
E, w Wikipedii sprawdzicie wszystko!
Więc nad tą rzeką, a nawet za,
Się przydarzyła historia ta.
Na skraju wiochy, czyli pod lasem,
Żył drwal ubogi, nim zmarł przed czasem
Miał dwójkę dzieci, i wredną żonę...
Więc z tejże racji wiecznie wkurwiony
Bywał, i autor nie dziwi mu się,
Bo co za radość wciąż siedzieć trusiem??
I owa baba tak wymyśliła,
By się aborcja wsteczna odbyła:
„Weźmiesz ty stary dzieci do lasu,
tam mimochodem zgubisz zawczasu,
i wówczas wdzięków swoich ja dam.
Jeśli odmówisz – radź sobie sam! ”
Drwal miał niesprawna jedną już rękę,
Więc nosem poczuł przyszłą udrękę.
Choć dzieci kochał, miał jednak chęć
Żony używać choćby na piędź...
Włożył więc kierpce, odział surducik,
W tyłek podrapał i się zasmucił.
Choć może inna kolejność była:
Drapał, odziewał i łykał klina...


c.d.n. zapewne, sam jestem ciekawy :D

środa, 5 sierpnia 2009

Utwór dramatyczny, podobno można po tym zostać papieżem...


NUDA

Miejsce akcji: miejscowość letniskowa nad wąskim i cholernie długim jeziorem


Występują:
Narrator
Hac
Nuda
Nieobecna Świtezianka
Czas, ale tylko od czasu do czasu...

Scena pierwsza
(Na Scenę Pierwszą wychodzi Hac, ubrany jak to Hac, wymięty T-shirt z plamami po paprykarzu szczecińskim, spodenki w glony [wlazł w nich do wody rano, wiało od glonów do brzegu, prać mu się oczywiście nie chciało], glanów nie ma, ma klapki poplamione bejcą do drewna i bezmyślny wyraz twarzy, jak to Hac ponownie i obligatoryjnie. Ciekawe, ryj Haca determinuje obligatoRYJNOŚĆ...)
Narrator: Jest piękne, ciepłe popołudnie. Lub, ustalmy to, niemal wieczór. No, prawie. Wieczór będzie za godzinę, więc prawie wieczór za jakieś pół. Chyba. Mam problemy z ustalaniem czasu.
Czas: Odpierdol się facet ode mnie...
Narrator: (odpierdala się)
Hac: Nudzę się...
Narrator: Podobno inteligentni ludzie nigdy się nie nudzą! (ma wredny i tryumfujący uśmieszek)
Hac: Widocznie wieści o mojej inteligencji są mocno przesadzone...
Czas: osiemnasta - czterdzieści trzy, piiiiiiip, osiemnasta - czterdzieści cztery, osiemnasta - czterdzieści cztery...
Hac: Czym by tu zabić czas... (szuka młotka, palnika acetylenowego, metylanu, konserwy turystycznej lub konkretnego kamienia, ale znajduje jedynie cztery kapsle po piwie lech i zużytą prezerwatywę, więc rezygnuje.)
Narrator: (też chciałby zabić czas, ale jak to przeważnie bywa, Czas zabija jego.)
Hac: Sit tibi terra levis, narratore...
Nuda: (zrozpaczona) O,kurwa, znów coś się dzieje...
Nieobecna Świtezianka: (wystawia tabliczki „Zaraz wracam”, "Pszyjencie towaru" oraz "Renament" i przestawia GG z "Niewidoczny" na "Niedostępny".)
Hac: Nudzę się...
Czas: Może z czasem to opiszesz, i jakieś zajęcie będziesz miał?
Hac: OK, leć po piwo, siadamy i piszemy...
Czas: (leci po piwo, pisze ten tekst z Hacem, a następnie zabija Scenę Drugą.)
Scena Druga: (nieujęta w obsadzie) Aaaargh! (pada na pysk [nie mylić z ryjem Haca] i kona w męczarniach)

(didaskalia też się znudziły, wypiły piwo z Browaru Jabłonowo, a potem dostały rozwolnienia)

KONIEC

środa, 15 lipca 2009

Dla Pani

Ja się dla Pani ogolę...
I to już dziś, a nie w środę...
Bo ogolony być wolę
W tejże potyczce pokoleń.
Gdy myśli mi tak wirują,
I się unosi koc...
Ja się dla Pani ogolę,
Na dzień i na noc...

Ja wiem, że sentymenty, i słów przemożna siła
Tak nieoczekiwanie Panią ze swych zasad wybiła...
Cóż ja poradzę, że
Ja mam to w sobie COŚ?...
Naprawdę, ja przepraszam...
To Pani nie na złość...

Ja mogę dziś nawet nogi
Dla Pani wydepilować.
I męską dumę, gdy rogi,
Za durną tęsknotę schować
Bo Pani jest taka właśnie,
Jak cztery złote, gdy kac...
Ja się dla Pani ogolę,
Z profilu i en face...

piątek, 10 lipca 2009

Ogłoszenie duszpasterskie, albo trochę mniej

Kosiarkę, może być używaną, w dobre ręce PRZYJMĘ.
P.S.: Nie kojarzyć tego z orchideami...

poniedziałek, 6 lipca 2009

Niech...

Nie trzeba mieć jej, by ją znać.
Nie trzeba myśleć, by coś było.
Nie próbuj niedojrzałej rwać!
Tylko wyobraź sobie miłość...

Niech będzie taka przymrużona,
Jak twoje oczy w swej przekorze.
Ni to dzierlatka, ni matrona.
Nieodgadniona. Święta może...

Niech ma kosmyki potargane
Nawet gdy wicher ich nie goni,
Policzki słońcem nakrapiane,
I delikatny puch na skroni...

Niech miękko pieszczą mnie jej słowa
I palce, które myśli mącą
Niech na ramieniu ciąży głowa
Gdy ucałuję wargę drżącą...

Niech ją ogarnia lekka trema,
Gdy kroki drobi niczym gejsza.
I niech kompletnie sensu nie ma,
Bo taka będzie najpiękniejsza...

niedziela, 5 lipca 2009

Pisanie na ekranie - cennik

W związku z rosnącym zapotrzebowaniem na słowa poukładane w pożądanej kolejności, obwieszcza się Pleno Titulo Klientom co następuje:

- wiersz jako taki - 50 L$
- w wierszu linia - extra 10 L$ (epopeję pisze się po złożeniu wadium w wysokości 40% wartości zamówienia, minimum 4000 L$)
- wiersz na temat - extra 500 L$ (cholernie trudno się pisze na temat...)
- wiersz zawierający imiona własne - extra 100 L$ ( ...se powymyślali imiona, skąd do tego rymy brać?!)
- wiersz napisany na trzeźwo - extra 1000 L$
- wiersz z sensem - ok, gratis, jakiś sens się zawsze znajdzie, o ile nie będzie tego potem śpiewać Rozynek. Za wiersz dla Rozynka 100000 L$...
- wiersz z dedykacją - extra 100 L$ za każdy przymiotnik niepejoratywny użyty w dedykacji
- za dodanie w dedykacji słów "mojemu drogiemu", "kochanemu", "wspaniałemu", etc. - extra 500 L$
- aneks z wyjaśnieniem co autor miał na myśli - extra 1000 L$

Po odejściu od kasy, reklamacji nie uwzględnia się! Anatemą obkładam też za darmo...

środa, 1 lipca 2009

***

Tak myślę, od niedzieli –
Czemu nie zrywać orchidei?
Bo wyjątkowy kwiat?
No i pat...

Bo po co ona kwitnie
Skoro jest najszczytniej
Rzucić spojrzenie, wciągnąć nosem woń,
A potem nie przystawiać doń?...
A przecież chciałbyś zerwać!
Budzi się w tobie werwa,
Dla siebie urwać w lecie,
To tylko kwiatek przecież...

A ona wciąż tak kusi, że aż coś w środku dusi,
Więc sięgasz dłonią, i...
Przecież to orchidea, wyższej wartości idea...
Więc niech się tylko śni...

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Cieplutki...

To jest cieplutki wiersz dla Pani,
Rumiany, jakby wyszedł z pieca.
Nikt za ściemnianie go nie zgani,
Gdyż jasny jak płonąca świeca.
Lekko zgryźliwy w swym języku
Choć pełen jest pogody ducha.
Prostolinijny, bez uników,
Bo to jest wiersz, nie ciepła klucha.
Słodki jak mała porcja kremu,
Choć ostry bywa i szalony,
Co najpierw mruczy po kociemu,
Aby znienacka wbić Ci szpony.

To wiersz pospiesznie napisany,
Jarzy się tylko, choć nie gaśnie.
Cichy, przytulny i kochany -
Bo to jest wiersz - jak Pani właśnie...

niedziela, 28 czerwca 2009

Tydzień

Już tydzień, a ja Tobą pachnę,
Twoim oddycham wciąż powietrzem.
Co było, jest już tylko błahe,
Nawet kłopoty już są bledsze.
Nie wiem, co myśleć o tym mam,
Może nie warto myśleć wcale.
Bo nie mam w myślach innych dam,
I czuję z tym się doskonale...

Co robić, co ze sobą mam
Uczynić, póki myśli w wietrze...
Skoro ja wciąż Twój zapach mam,
I Twym oddycham wciąż powietrzem...

piątek, 26 czerwca 2009

Król nie żyje, gdzie jest król?

Skończyła się pewna epoka. Gdy w 1977 roku zmarł Elvis, Michael Jackson nie był jeszcze nawet księciem, ale gdy po pięciu latach interregnum nagrał album "Thriller", zajął tron. Bezdyskusyjnie. To jemu zawdzięczamy dzisiejsze wizerunki artystów, choreografię teledysków, skandale dla podtrzymania się na fali. Dzięki niemu MTV stała się stacją jaką znamy.
Dla mnie skończył się jako artysta już na początku lat 90-tych, ale zawsze będę mu wdzięczny za to, co osiągnął wcześniej. Był tym dla światowej muzyki pop, czym był John Porter dla polskiego rocka lat 80-tych - zapalnikiem i katalizatorem. Nie zjawił się deus ex machina, przecież działał w show businessie od dziecka, lecz potrafił odnaleźć nowe w istniejącym. Teraz została nam tylko Madonna, potrafiąca ścisnąć dolarówkę w dłoni tak, by aż orzeł się zesrał...
P.S.: Nie byłbym sobą, gdybym jednak nie dołożył szczypty dziegciu: Michael Jackson był typowym wytworem poprawnej politycznie, tkliwej i bezdennie głupiej Kalifornii! Hybrydą kreatorów wizerunku i własnej zdziecinniałej wizji świata. Geniusz, ale straszny palant. Ale i tak przejdzie do historii muzyki. Z dwóch powodów: pierwszy podałem wcześniej, a drugim jest to, że jako pierwszy w historii muzyki solista, rozpadł się...

niedziela, 21 czerwca 2009

Radość o poranku

4:45 - Telefon zadzwonił, a w słuchawce dało się słyszeć głos brodatego mężczyzny z nadwagą - "Waldi, no gdzie ty jesteś?". Kto to jest Waldi???
5:10 - Z tętentem spienionych kopyt przebiegło po mnie stado dzikich kotów.
5:20 - Ruch Coriolisa sprowadził stado ponownie. Poowijałem im kopyta czapkami-uszankami, dla pewności przybiłem też zszywaczem tapicerskim. Wciąż tupią, ale jakby dostojniej.
5:30 - To były chińskie zszywki, i nie mam już więcej czapek-uszanek. Poczłapałem do lodówki i nałożyłem kotom żarło z puszki.
5:50 - Nie mogę spać, gdy dwa koty się na mnie gapią z odległości pół metra! Wstaję. Jakiś idiota nałożył kotom pomidory z puszki do misek. Gulasz zrobię sobie jutro.

piątek, 12 czerwca 2009

Na rozstaju dróg

Doszedłem do wniosku, że stanąłem na rozstaju dróg. Właśnie skończyłem dwa lata w SL, a to wiek całkiem zaawansowany. A do czego doszedłem?
Do niczego. Ścieżka awansu doprowadziła mnie do stanowiska kardynała, co wiąże się z podwyżką cen za śluby i gustownym wdziankiem. Wyżej nie podskoczę, bo jak? Konklawe z udziałem jednego kardynała byłoby nieetyczne, a zostać królem wzorem Jana Kazimierza? :( Nawet nie wiem, czy nie musiałbym się ożenić z Uzi, a przecież mam już najlepszą z możliwych żon... W zasadzie nie mam nic do Uzi, ale do Uzi jako istoty ludzkiej, bo jako do żony z pewnością bym coś znalazł. Choćby to, że zna więcej trudnych słów niż ja... Zresztą, czy Uzi chciałaby być Marią Ludwiką Gonzaga?! To fonetycznie niewygodne...
Więc królowanie odpada, zresztą takie królestwo to drogi interes, droższy niż rzyganie po niebieskim Johnny Walkerze w hallu Marii Magdaleny (obok wrocławskiego Rynku, jak ktoś nie rzygał).
DJ-em nie zostanę, bo mam głos gorszy od Jarosława Kaczyńskiego, i kontrowersyjny gust muzyczny. Escort... To też nie dla mnie, dobrzy klienci wymagają dobrej znajomości języków. Real nieźle daję sobie radę z językiem, ale na Boga, nie w mowie i piśmie!
Pozostaje mi chyba wieczorne chodzenie po klubach, jakieś Guano się ostatnio ogłasza. Może zostanę misterem któregoś wieczoru?...

czwartek, 11 czerwca 2009

wtorek, 9 czerwca 2009

Ciąg dalszy następuje

Wciąż mi się nie chce. Realem nie mam zamiaru napełniać tego bloga, a SL tylko mi długi rosną, dzień jak co dzień. Nawet "Jasia i Małgosi" nie chce mi się pisać. Zresztą, jeśli coś napisze, to musiałbym to potem przeczytać, żeby zrobić sobie traffic na blogu, bo może ze trzy osoby to czytają. Ale nie chce mi się czytać tego, co sam napisałem. Może, gdybym dopracował słownictwo. I fleksje. I inne. Ale nie chce mi się dopracowywać... Lepiej poszukam równania na pole kwadratu równemu polu koła. Będzie łatwiej...

wtorek, 2 czerwca 2009

Łańcuszek

Czy wiesz, jak wielkie szczęście Cię spotkało?

Już jesteś dzieckiem szczęścia, gdyż czytasz ten tekst. Jego oryginał leży zatopiony w Rowie Mariańskim, wraz z butelką Pomerol Chateau Petrus, rocznik 80 i pędzlem do golenia Ala Capone. Pierwsza kopia miała okrążyć świat na promie Challenger w 1986 roku, ale gdzieś zaginęła... Na szczęście drugą kopię przesłano Mike’owi Tysonowi, który myślał że to przepis na ucho w majonezie i tak ocalała dla świata. A także dla Ciebie.
Teraz podrap się po tyłku, obróć sześciokrotnie przez prawe ramię i daj banana samotnemu Pakistańczykowi. Następnie przepisz ten list przy pomocy edytora sms Alcatela One Touch View lub zaostrzonego patyczka i roześlij do siedmiuset czterdziestu trzech osób, a już w ciągu 20 lat spotka Cię wielkie szczęście! Nie dołączaj do listu pieniędzy, a zwłaszcza monet, InPost i tak dociąża listonoszy. Musisz to zrobić w ciągu 122 godzin, jeśli chcesz by szczęście zadziałało, co potwierdzają liczne autorytety oraz Wróżka Akima i Al Gore.

Krótka historia łańcuszka

Przyszedł, rozesłali, ktoś przerwał, a ktoś inny nie. Kogo to obchodzi???

I co teraz?

Teraz proponuję Ci zagrać w zyngo lub na bałałajce, rozdziewiczyć dziewicę lub wprost przeciwnie, powiedzieć Bradowi Pittowi jaki z niego brzydal lub ożenić się z Jantarką, wybór należy do Ciebie. Jeśli rozesłałeś tę wiadomość i tak jesteś skazany na szczęście. Chyba, że miałeś pecha załapać się wcześniej na konkurs układanek w Centrum Polska. W takim przypadku nic Ci już nie pomoże...

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Nic mi się nie chce...

Nie chce mi się pisać, ale grzebiąc w jutubie jakoś mi się skojarzyło z SL, pewnie kwestia scenografii :)Tu wpisałem z edytora bloga link, lecz nie dziala a nie chce mi się też grzebać w htmlu, więc go skopiuję po chamsku... :P
http://www.youtube.com/watch?v=Ad1CMslSfUQ&feature=related
P.S. O, działa teraz... Ale nie chce mi się poprawiać tekstu :D

poniedziałek, 25 maja 2009

Tankowanie nocą, trochę przed północą.

Gdy wczorajszego wieczoru, zostałem znienacka zaproszony przez pewną Wysoko Postawioną Osobę na eventy daleko odległe od moich codziennych poczynań oraz oddzielone barierą lingwistyczną, z góry zacierałem tłuste łapki na myśl o druzgoczącej krytyce, jaką zamierzałem wysmarować. Wszak to nieludzkie, zmuszać trzeźwego faceta w niedzielę o 23ciej do szwendania się po wernisażach i jakiś innych... Zamierzałem ociekać jadem, kapiącym z luk po zębach, wydrwić blichtr dupowleźnych imprezek, gromadzących Krewnych i Znajomych Królika, ponatrząsać się nad pompą i bylejakością. Niestety, organizatorzy obu wydarzeń zepsuli mi tę całą radość.

Pojawiwszy się w LX Galeria zostałem miło przywitany przez chmurka, będącego Autorem zgromadzonych tam prac, Scottiusa Polke. Prawdopodobnie był świstakiem, jak wywnioskowałem z jego słów, lecz ręczyć nie mogę, bowiem do końca mego pobytu w Galerii pozostał dla mnie niematerialny, co wyśmienicie pasowało do nastroju, w jaki zostałem wprowadzony. Oczywiście nie mam na myśli samego wernisażu, nawet moja nikła znajomość języka pozwala odróżnić wymianę fachowych uwag od cmokania się po policzkach i standardowej wymiany uprzejmości. Po minucie przestałem zwracać uwagę na czat, i zająłem się kontemplacją zgromadzonych prac.
Organizatorzy wystawy powinni dostać solidnego kopa w dupę. W jednej, niewielkiej sali zgromadzili bowiem prace pasujące do siebie jak wół do karety, ponadto zmieszali je bez zwrócenia uwagi, że część z nich wyśmienicie komponowałaby się jako całość. Kilka, płaskich jak biust mojej narzeczonej z przedszkola, tekstur, szarych i bezbarwnych w naszym 3D świecie, będących zapewne oryginalnymi pracami realowymi, przemieszano bez żadnej koncepcji z wieloprimowymi barwnymi kompozycjami, w sposób wręcz fantastyczny wpisującymi się w TO, co bez wahania można nazwać SZTUKĄ Second Life. I jedyne, co mogę zarzucić autorowi, to fakt że na owe przetasowanie zezwolił.

Wykorzystanie skryptów animacyjnych wpisanych we fragmenty rzeźb wzbogaciło ich statyczny przekaz, tajemnicze piękno obrazu zamienionego w mobilną bryłę zachwyciło mnie w równym stopniu co zniesmaczył sposób ich ekspozycji. Inne trójwymiarowe instalacje także mogły się podobać, nie miały w sobie surowości prac Kobro, raczej jakąś niemal nieuchwytną radość procesu tworzenia. Nie znam się kompletnie na sztukach plastycznych, lecz muszę przyznać że wystawa Scottiusa Polke wywarła na mnie spore wrażenie, a kilka z prac z przyjemnością zakupiłbym do swego salonu, by móc stale kontemplować ich koloryt zawarty w głębi bryły. 650 L$ za posiadanie w swoim choćby wirtualnym domu PRAWDZIWEJ SZTUKI to cena zgoła niewygórowana. Jestem nawet gotów wybaczyć Autorowi niewybredne macanie Hacusia....


METROPOLIS! Podziw, szczery podziw dla twórców inscenizacji, będącej odtworzeniem scenariusza do filmu Fritza Langa z 1927 roku!!! Kolejny raz sztuka niema potwierdziła swą wielkość, tak dzięki imponującym swym majestatem (i wiernością oryginałowi) dekoracjom, jak i sposobem przedstawienia widzowi samej akcji. Jako osoba niechętna eksperymentom voice’owym i kochająca surowy obraz i przekaz pisany byłem prawdziwie usatysfakcjonowany. Byliśmy przerzucani od sceny do sceny olbrzymiej scenografii, zadbano by widz nie czekał na zmianę zastawek, więc akcja toczyła się bez przerw technicznych. Oglądałem wcześniej bodaj dwie wersje filmu Langa, i muszę przyznać że SLowa inscenizacja nie wypadła na ich tle mdło, wprost przeciwnie, przez dyskretne operowanie kolorem oraz wspomnianą sztuczkę techniczną „wędrującej za akcją widowni” w jakiś sposób wzbogacała przekaz. Jako miłośnikowi steampunk, nie mogło mi się to nie podobać. Niestety, coś za coś, ogrom przedsięwzięcia odbił się na możliwościach technicznych medium, innymi słowy byłem stale na granicy możliwości technicznych mojej karty graficznej oraz prędkości łącza... Ponad 30 osób na simie i tysiące primów dekoracji robią swoje. A więc wielkie brawa dla autorów przedstawienia, i zarazem żal, że przeznaczone było jednak jedynie dla posiadaczy mocarnych komputerów. Więc może kiedyś, w przyszłości, za to z prawdziwym wyczekiwaniem! A póki co, proponuję wszystkim obejrzenie oryginalnego filmu, też warto.

czwartek, 21 maja 2009

Krótka nie-recenzja.

Nie będę recenzować wczorajszego eventu w Cytrynowej Krainie, raz -ponieważ odbył się de facto w realu, zatem poza moją parafialną jurysdykcją, dwa -jako amator nie czuję się na siłach recenzować profesjonalistów. Sztuka jak sztuka, dość przewidywalna, ale skrząca się inkrustacją perełek, żałuję że nie mogłem dopuścić męskiego organu, czyli oczu :). Ale mogę zająć się Cytryną...
Nie mam pojęcia, czy jest profesjonalistką. Prawdę mówiąc, niewiele mnie to obchodzi. Ma w sobie entuzjazm zdolny przestawiać mury (z chińskim włącznie), co w połączeniu z żywą inteligencją pozwala jej wszędzie być na swoim miejscu. Przez cały czas spektaklu miałem wrażenie, że Cytryna posiadła dar bilokacji, była równocześnie w Mechaniku jak i z nami. Spróbujcie równocześnie zakładać skarpetki i mieszać jajecznicę rozmawiając przez telefon, a zrozumiecie o co mi chodzi. Mimo, że niemal nie odzywała się, a przez większość czasu skromnie stała w kącie (a propos, w tym miejscu by się wygódka przydała), miałem stale poczucie jej obecności. To wielki dar dla animatora kultury.

Poza tym było jak zawsze, ktoś puszczał bąki, ja nie umiałem zamilknąć, a Dru nie potrafił nad tym zapanować, dzień jak co dzień. Szkoda tylko, że nie codziennie są takie codzienne dni.

wtorek, 19 maja 2009

Wybrać dobre, czy "dobre"?

Wolę Second Life.
Dlaczego taka zdecydowana opinia?
SL nie wymaga ode mnie zdecydowanych wyborów. Mogę żyć własnym życiem, a gdy ktoś postawi mnie pod ścianą wyboru, zawsze mogę pyknać myszką w Quit, a potem powiedzieć, że miałem crash. To nieuczciwe, ale szalenie wygodne. Takich zalet SL jest tak wiele, że aż głupio mi, że z nich nie korzystam. To pewnie nacisk mojego avatara, bycie księdzem zobowiązuje. To tak, jak inne moje wcielenia, "literackie" bądź netowe. Determinują swoim istnieniem i przybraną osobowością moje wybory. Nie umiem w internecie gwałcić, wyzywać od najgorszych, wykorzystywać swoje atuty. Pozorna wolność wynikająca z anonimowości internetu gdzieś znika, gdy mam nakazać swojemu alternatywnemu bytowi działania sprzeczne z własnym kodeksem moralnym, lub nawet narzuca mi swój, znacznie berdziej restrykcyjny niż mój własny. Pewnie dobry psychiatra by sobie z tym poradził, ale nie stać mnie na dobrego psychiatrę...
OK, cofam pierwsze zdanie! Wolę real! Mam dziś normalny wybór, mogę oglądać "Bonnie i Clyde" lub "Upadek"! Ale to wybór pozorny :P Bo nie mam w zasadzie ochoty oglądać jak współcześni Niemcy chcą wybielić pokolenie demokratycznie wybierające Hitlera. Wolę już popatrzeć na nogi Faye Dunaway, zresztą psychopatyczna parka grająca na Tommygunach zawsze będzie atrakcyjniejsza, niż oklapły wąsik psychopaty solo.

środa, 13 maja 2009

No devils, no fun :)

Tytuł brzmi może nieco przewrotnie, ale gdy ponownie przegrałem całą kasę w zyngo, naszły mnie głębsze przemyślenia. W moim przypadku "głębsze", to bardziej wysublimowane niż "jak dokupię siódme piwo, to będzie suuuuper!".
Czym jest hazard? Prostacką formą nadzwyczaj ludzkiej potrzeby marzeń. Zaczyna się ona już w przedszkolu, "Jak bendem duzy, to zostanem strazakiem!". "Jak zjem zupkę, dostanę loda", "jesli dobiegnę do kibelka, to tato weźmie mnie na barana i wyjdziemy na tę wysoką góre za śmietnikiem".
Od dziecka mamy pragnienia, i uczymy się, że można osiągnąć coś wielkiego, poświęcając niewiele. Bo w końcu i tak połowa tej zupki ląduje na bluzce mamy, a co mi szkodzi nie dobudować tej wieży z klocków, i tak się w końcu zawali, to ja sobie zobaczę Pana Sedesowego i zaraz wracam, a strażakiem i tak będę! Marzenia dotyczą rzeczy małych i dużych. I w zasadzie spełnienie każdego z nich powoduję u nas euforię. I uzależnienie....
Ale co by się stało, gdyby każde z naszych marzeń się spełniało?! Wszak to horror! Zniknąłby dreszczyk emocji, towarzyszący oczekiwaniu na spełnienie! Wszak większość z nas zna to napięcie związane z pierwszą randką! "Czy da się potrzymać za rękę?", "Może znów rozchyli jej się bluzka!", "Daj Boże, żeby już był ten przelew na koncie, spalę się, jeśli znów ona będzie płacić!!"...
A co potem? A potem to samo, tylko w innym wymiarze. Plama na poduszce przypominająca Claudię Schieffer, oraz ta nowa z księgowości, z TAKIM biustem! Nasza Pani może być obiektem pożądania połowy osiedla, ale to przecież TYLKO Nasza Pani... I tak dziwne, że nie boli ją dziś głowa.
Więc czekajmy na szóstkę w Lotto, na wielki contest zyngo, na randkę z Karoliną Gruszką. Przecież najpiękniejsze marzenia to te, które nam się jeszcze nie spełniły...

wtorek, 12 maja 2009

Jak żyć, jak się nie da żyć? :)

Zastanawiałem się, w jaki sposób mogę pozbyć się stałego debetu na koncie Haca... W skali miesiąca obracam ok. pięcioma tysiącami lindenów, to znaczy tyle udaje mi się wygrać bądź przegrać w zyngo. Z quizów mam przeciętnie 4ooo, z udzielania ślubów ok 300 ( to średnia, bo ludzie wolą żyć w grzechu :( ).
Myślę, że jedynym sposobem uzyskania płynności finansowej, jest uzyskanie przeze mnie uznanej marki w SL. Wówczas będę mógł przenieść moją działalność na zasady franchisingu. Śluby udzielane przez miernej klasy księży pod szyldem Haca, wygrane w zyngo, jako Hacintho Consolidated, a co istotniejsze, fundacje no profit "Hacintho Gracias", to dopiero jest kasa! Póki co, nie mam nawet miejsca, w którym mógłbym postawić parafialną skarbonkę...

piątek, 8 maja 2009

XX, XY czy inne możliwości?

Ufff... po zmianie Opery 10 na Mozille udało mi się zalogować do bloga!... Tyle, że nie pamietam już, co chciałem napisać. To się nazywa "dobrodziejstwa wieku starczego". Pewnie chciałem napisać coś o Bohemie, albo o Browarze w Lwówku, bo jedynie te dwie rzeczy mnie wczoraj zainteresowały.

ALBERT
Maksiu! Maksiu!
STRAŻNICZKA
To jakieś nowe koczowisko dekadencji.
EMMA
Acha. Likwidujemu jedno, a na to miejsce powstają
następne! O co im chodzi?

Juliusz Machulski, "Seksmisja"



No właśnie... O co chodzi Morrigan i Ando? Jeśli o miejsce, w którym spotka się śmietanka SL, to mają szansę. Może nie będzie to bita śmietana, ale na pewno z rodzynkami. Powiem szczerze, póki Linka nie puściła posta na Republice, nie widziałem żadnej osoby, z którą nie chciałbym się spotkać. O nich chyba tego nie mogę powiedzieć :P Jeśli uda im się stworzyć równie NUDNE MIEJSCE, W KTÓRYM SIĘ CHCE BYĆ, jak Piwnica pod Aniołami, to należy im tylko kibicować! Tym bardziej, że oni mają Anaïs na ścianie... Lubię wyzwolone kobiety, pod warunkiem, że ich inteligencja dorównuje wyzwoleniu :) To ja sobie na razie poobserwuję...
P. S.: Babeczek nie podali... Ale muzykę dali świetną, nawet Natalkę Kukulską na prośbę... A King of the Bongo do teraz mi się kołacze...
P.S.II: Nie kupujcie3 piwa z Lwówka! To zupełnie inne piwo co onegdaj... Mówiąc "Piwo" komplementuje obecnych właścicieli Browaru... :(

czwartek, 7 maja 2009

Na razie - czeski film

Świeżutki jak skowronek zerwałem się właśnie z klawiszy, z mocno odciśniętymi "u","c","j", i "h" na czole. I podążyłem co koń wyskoczy... A nie, to akurat nieistotne. Po ablucjach zasiadłem i włączyłem. No tak, jak się ma sklerozę, to życzliwi zawsze ci o tym przypomną. Dziś otwarcie BOHEMY.
Właśnie zwiedzam klub, bo wieczorem będą tu ludzie, coś powiem nie tak, i mogę go wiecej nie zobaczyć. A co widzę?
Placyk jak w domu Rodziny Corleone, tylko mało tradycyjny, te kulki do całowania się (się! Nie całowania Dona po ręce...) nie znalazłyby chyba uznania u Papy Brando. Przed wejściem micha i kuweta Torleya. Obok siebie, widocznie jak na kota bojowego ma dość lużne podejście do dalekich marszów. Kolumny, wczesne rokokoko, przydałoby się wiaderko farby. Dobra, wchodzę. Wystrój w stylu "Tu razem pili wódę Baudelaire i Henry Miller". To pierwsze podkreśla kilka starych plakatów rodem z XIX wieku, to drugie portret Anaïs Nin na jednej ze ścian. Poprawiłem wystrój zamieniając fotkę SQLa na swoją. W rogu, przy barze biurko. Pewnie należy do Ando, bo wisi nad nim głowa lamy. Gdyby to było biurko Morri, wisiałaby jakaś rogacizna. Na biurku jakaś fleja rozsypała mąkę... Czyli wieczorem podadzą babeczki, świetnie! Na pięterku niewielkie kino, pewnie w takim Adolf z Goebbelsem oglądali "Żyda Süssa", pocąc się z emocji. W ogóle, całość ma dość duszną atmosferę. To bardziej "Casablanca" niż Ziegfield Follies. Ale zobaczymy wieczorem, przecież takie miejsca to wcale nie mury, tylko ludzie.

środa, 6 maja 2009

Stara wiara, nowa fala

Ominęła mnie wczoraj premiera pierwszego polskiego filmu fabularnego w SL. To znaczy, były już kręcone tu filmy, nawet ciekawe, ale były to typowe projekty artystyczne, a nie KINO.

Dlaczego mnie ominęła? Cóż, po okołofilmowym konflikcie, w wyniku którego stałem się w Piwnicy pod Aniołami infamisem i persona non grata nie mogłem ot, tak sobie tam pójść, by wysłuchiwać złośliwości pod moim adresem. Tzn. złośliwości to ja mogę wysłuchiwać skolko ugodno, ale akurat nie w tym przypadku. Nie czuję się niczemu winny. A że niewinni się nie tłumaczą, zostałem na czas premiery w domu. Jak donieśli mi życzliwi, oraz własna, prywatna SLowa żona, niewiele straciłem. Nasycenie avami każdego metra pikselowego jak zwykle odebrało cały urok imprezie, film się rwał, a widownia szeleściła papierkami. Doświadczona ekipa Piwnicy na szczęście przewidziała to, i po premierze udostępniła materiał filmowy na jutubie.

Część 1: "http://www.youtube.com/watch?v=YGm35RUBBJA"

Część 2: http://www.youtube.com/watch?v=rrDh0A6S3Fo

Czemu piszę "materiał filmowy"? No cóż, pewne osoby na pewno stwierdzą, że czepiam się przez zawiść, lecz prawdę mówiąc, ten projekt przez niemal kwartał był mi tak bliski że nie byłem w stanie ze spokojem i obiektywizmem oglądać przedstawionej prezentacji. Ja wiem, że "pierwsze koty za płoty", autorzy mieli setki pomysłów i niewiele miejsca w sieci, ale...

I tu zaczynają się te "ale". Pokazano nam cztery odrębne filmy, połączone ze sobą jedynie postaciami aktorów, bo nawet nie dekoracjami. Na początku, w ciekawej scenografii spod znaku Dudy Gracza zaserwowano nam wstęp, okraszony zaśpiewaną czysto piosenką "Kapturek'62", autorstwa Wasowskiego i Przybory. Wprost z tej idylli autor wrzucił nas w gotycki nastrój oldskulowego horroru. Facet o tępym wyrazie twarzy i z wyraźnie niesprawną bronią palną pląta się po lesie, a w tle Wolverine, zapewnie na urlopie od ratowania Ameryki, ratuje swój bilans żywieniowy. Owszem, jest nastrojowa muzyka, kamera jest świetnie prowadzona, tylko że... No właśnie, tylko że co? Że wilki żrą mięcho, co się pałęta po lesie po 22?? To wiedzą już przedszkolaki, więc jako wstęp do opowieści o Czerwonym Kapturku jakoś się mija z celem.

Zauważmy- minęły już niemal trzy minuty 14stominutowego filmu, a my jeszcze nie poznaliśmy Kapturka! Ale już się pojawia. Ufff... Zaczynamy (uwaga!) Czerwonego Kapturka! :) Bezpretensjonalna muzyka, tekst Brzechwy (może odrobinę za bardzo stylizowany przez Abelarda, ale w końcu to bajka dla dzieci) ciekawe ujęcia. Nie znam osobistych upodobań reżysera i autora zdjęć, ale wydaje mi się, że widzę w tym fascynację komiksem. Nie tym o Supermanie, lecz wyśmienicie rysowanym komiksie artystycznym. Kamera krąży nad aktorami, omiata dekoracje pod czasem zaskakującym kątem, widać dbałość tak o kostiumy jak i trzeci plan. Niestety, tu znów czeka na nas niespodzianka, bajka Brzechwy urywa się w kulminacyjnym momencie, a do głosu znów dochodzi wyobraźnia autora. Fantazja na temat brzucha wilka, zapełnionego Babcią, Kapturkiem, tym facetem od zepsutej strzelby jest jakąś postmodernistyczną paranoją. Zapewne bardzo ciekawą, jako odrębny film, lecz nijak się nie mającą do sielankowej bajki o dziewczynce z koszyczkiem. Ta część filmu, nie ukrywam, podobała mi się najbardziej, miała wyjątkowy nastrój. Tyle, że miała tyle wspólnego z wcześniejszym materiałem, co Wielki Testament Villona z przemówieniem Fidela... Jaś z Małgosią błąkający się po brzuchu Lewiatana to temat na odrębny, większy film. Podobnie jak motyw z lustrem, przewyborny, ale niczym nie umocowany w ramach filmu. I, jak słyszałem komentarze wielu widzów, całkowicie niezrozumiały. Bo w zasadzie, na podstawie czego mamy wnosić, że w duszy Kapturka siedzi drugie ego, płci męskiej, z bielmem na oczach? Ostrożnie z tym lustrem, niewłaściwie traktowane zwiastuje siedem lat nieszczęścia...

CZy można powiedzieć, że całą para poszła w gwizdek? Nie, na pewno nie! Myślę, że zgubny był pośpiech ekipy. Znalazł się tu materiał do co najmniej trzech ciekawych filmów. Poradzono sobie z montażem filmu, ale nie z koncepcją: co mianowicie chcemy wam pokazać? Horror? Bajkę? Film istruktażowy dla początkujących wilkołaków? To pozostawiono domyślności widza, chyba... Co do mnie - przeliczyli się. Wszak nie każdy jest geniuszem. Ja oglądałem miks, świeżo podany z shakera, podobnie strawny jak coctail waniliowy z sosem tabasco.

Większa część filmu jest zrobiona technicznie poprawnie, a niektóre elementy są wręcz doskonałe, ale to samo można powiedzieć o reklamie "Ziarenek smaku" lub czołówce do "Strażnika Teksasu". Żeby choć gołe baby były... Ładne to, ale wracać do tego nie zamierzam.

Czasami człowiek musi, inaczej się udusi...

Jako że w obecnych czasach bloga ma każdy, nawet Jola Rutowicz i jamnik tej rudej z siódmego piętra, co złośliwie gasi światło zaraz po powrocie z kąpieli, będę miał i ja. Jak Mambę. Można to żuć jedynie krótką przez chwilę, ale i tak się rozpuści. Więc zagrożenie dla trwania ludzkości jest nikłe.

Posługiwanie się językiem pisanym, to wyższa szkoła jazdy. Ja nigdy nie wyjdę z poziomu trójkołowego rowerka, co nie przeszkadza mi w zjazdach na nim z Kasprowego po tych linkach, co wiszą nad kolejką. Ostatecznie, nikogo, pod groźbą lufy karabinu maszynowego czy maratonu "Gwiazdy tańczą na lodzie" do czytania się nie zmusza. A do pisania i owszem. Jakaś potrzeba, by czasem wypluć z siebie te paskudne emocje, co tłuką się w człowieku i tkwią jak pasemko mięsa kurczaka, między górną czwórką a piątką...

OK, usprawiedliwiłem się z czynu, czas więc do niego przystąpić. Znając moje lenistwo, nie będzie to blog ani regularny, ani pokryty długimi przemyśleniami na temat zbrojeń w basenie Morza Żółtego czy też wpływu oprysków kakaowca na Dominikanie na bielinka kapustnika w dorzeczu Mleczki i Wisłoka. Co napiszę, to będzie.